Dobro nie wyleczy zła które przychodzi od ludzi i przenika w głąb duszy. Nie zmyje chłodu ciepło dłoni ni miłość nie ogrzeje …nie wypali na popiół powrastanych w serce cierni. Z demonami przeszłości trzeba walczyć samemu, choć walka ta niekiedy na podobieństwo zmagań Don Kichota z wiatrakami. W tym szaleństwie człowiek wydziera kawałek po kawałku swoje „ja” brocząc smutkiem. Pieni goryczą z ust przygarbiony bólem. Zrywa bandaże, zdziera strupy, by wysączyła się trucizna. Mi po wielu, wielu latach udało się zagrzebać cienie przeszłości, choć przyznam, że raz na jakiś czas opuszczają swoje mogiły ukryte w mrokach zapomnienia, by pohulać po duszy i głowie uderzając w wisielczy ton. Chciałbym napisać, że życie zmieniło mnie, ale to nie ono, ani świat, tylko ludzie, a co gorsza najbliżsi, Ci umiłowani. Kiedy pęka przepełnione miłością serce,duszę rozrywa ból nie fizyczny, a nad głową wiruje czarna rozpaczy otchłań. Kiedy człowiek który był światem Twym i bogiem, z którym dzieliłeś życie, długie lata i powierzałeś w zaufaniu wszystko co masz najcenniejsze - czyli siebie, okazał się wilkiem w owczej skórze, bezduszną kreaturą spijającą nektar z kwiatu twych uczuć. Zapadasz się w dół mogilny ciałem, co trumną jest dla serca, a szaleństwo doń gwoździami. Niektórzy z nas jak łazarz przywróceni do życia szukają na nowo sensu , miłości i domu w drugim człowieku, choć z przestrachem i niepewności gestem. Nieufni jak zaszczute zwierze.