Pluję smolistą mazią w porcelanową biel zlewu. Rozdygotany jak w febrze, zatruty sobą samym czepiam się palcami brzegu umywalki i dławiąc się, krztusząc, chlustam prosto z trzewi w martwe oko ścieku tymi poczerniałymi fusami sfermentowanej duszy. Rozlany atrament źrenic nie przepuszcza światła, a ja gubię się w tym mrocznym bezkresie, zaprzepaszczam w tej udręce, w tym niemym cierpieniu. Tej nieznośnej pustce, co oddechem gasi nadzieję na „wieczny spokój” skrywaną w nocnych bezdechach.
Nie mam kontroli nad swoim życiem, nad rozpadającym się powoli ciałem. A gdyby tak się poślizgnąć i przywalić łbem w fajans, zejść zmyślnie wypinając się gołym tyłkiem na świat? Ale nie, przed zagraniem finałowej sceny wzbrania moja wrodzona wstydliwość, która nie pozwala mi też bez spięcia wysikać się obok drugiego faceta w publicznym szalecie. Wszystko to chore, jak cały ja, jak ta nadwrażliwość, żałosny artyzm, empatia i ten pieprzony garb odziedziczony po zdziwaczałych przodkach.
.
ostro.
OdpowiedzUsuńi smutno.
Czytając ten lakoniczny wpis odnajduję w nim zwierciadła własnych momentów.
OdpowiedzUsuńNorbercie, martwię się o Ciebie.
OdpowiedzUsuńchciałbym coś napisać, lecz nie potrafię
OdpowiedzUsuńBo z tymi pisuarami to ktoś się pomylił, też czułabym się dziwnie sikając obok innej babki ;))
OdpowiedzUsuńpozdr.vi.
czuję podobnie i przytulam mocno bo słów zebrać nie umiem
OdpowiedzUsuńa gdyby tak pieprzyc ten cały rozpad...zatrzymac się na chwilkę przetrzec przymglone okno świata i życ na przekór wszystkiemu...obudzic pustkę, potrząsnąc dniem i odwrócic go na drugą stronę?
OdpowiedzUsuńCały świat jest chory z tą tylko różnicą, że nadwrażliwycy to czują...inni są nieświadomi.
gdzie jesteś?
OdpowiedzUsuńZaglądam po długiej nieobecnosci ale widzę że Ty też rzadko bywasz jaka szkoda....:(
OdpowiedzUsuńPolecam jaranie blantów, przydadzą Ci się.
OdpowiedzUsuń