niedziela, 18 listopada 2012

Ścierpnięcie...



      Wściekły wiatr w komin dmie. Napiera na szyby. Wyje w spękaniach i szczelinach ciskając zerwanymi w gniewie pożółkłymi liśćmi i drobnymi gałązkami w spocone okna. Zimno wgryza się w palce dłoni sunącej z wolna po zdrapanej oddechem przemijania poręczy. Skrzypiące zazwyczaj stopnie dziś zacichły, cały dom jakby zdrętwiał z przestrachu przed osamotnieniem. Znieczulam się ostatkami alkoholu zlewanego z dna niedopitych butelek. Buszuję w wilgotnych mrokach piwnicy w poszukiwaniu sfermentowanych kompotów. Tak ciężko zacisnąć powieki, zagryźć wargę i odciąć brzytwą brutalnej rzeczywistości zapisanej na kawałku papieru pępowinę łączącą mnie z tym miejscem. Rozpacz tłucze się we mnie jak ptak, wali czarnymi skrzydłami w dzwon serca. Dusi bolesnym bezdechem. Rzuca na kolana i wyciska łzy…łzy, które dla świata nie znaczą nic, a boleści krzyk ucichnie rozszarpany wietrzyskiem, zawisły na końcówkach siwych łodyg. Nie będę się żegnał, nie obejrzę do tyłu, pójdę przed siebie gubiąc okruchy spękanego serca. Odejdę spokojnie i ślad po mnie zaginie.

.