czwartek, 29 grudnia 2011

Grudniowy...

      Znalazłem dziś w ogrodzie grudniowego nagietka. Niby niepozorny kwiat, a tak wiele radości obudził w sercu malując uśmiech na twarzy. Zatopiony w szkle cieszy wygłodniałe źrenice, ogrzewa żółcią duszę jak promienie słońca zziębniętą skórę. Przegania sypialni chłód. Boję się zanurzyć nozdrza w delikatne płatki…by nie opadły kolorowym deszczem przywracając szarości. 


wtorek, 6 grudnia 2011

Drzewo...


      Rośnie na głowie z myśli niespokojnych drzewo posiwiałe, skąd sny kolorowe jak spłoszone ptaki z krzykiem odleciały, obsypując rzęsy deszczem piór z przestrachem wypadłych. Szumi to drzewo i chwieje się bełtając błękit nieba bezkresną czernią wszechświata. Zawiewa próżnię w otwarte okno duszy, gdzie w bezpiecznych okiennicach wyszarpał dziury demon ludzkich rąk… ból i strach. Dziury szczerzące się do światła zębami ostrych drzazg. Przygniata ku ziemi niemoc jak kamienny garb , a przemijanie rzuca na kolana gębą prosto w żółty piach. Wypluwam, krztusząc się i dusząc ziarnka dni z klepsydry warg i pluć tak będę, aż nadejdzie czas, gdy gubiąc ostatni krok padnę plecami na leśnego runa zzieleniały puch. A wtedy zwabiona upadku szelestem przyjdzie śmierć, po omszałych trupach jak po spróchniałych pniach. Przystając z naręczem dzwonków spojrzy oczyma płochliwej łani, zaśmieje się szumem traw, pochyli i złoży pocałunek na uchylonych ust kotarach. Pocałunek, co lekarstwem jest dla duszy, głowy i ciała.


wtorek, 22 listopada 2011

Niespodziewajka...


Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu otrzymałem wczoraj od Neilii wyróżnienie, za cytuję:
"Nordbert - za ... no właśnie tu mam problem... za cudne słowem malowane przestrzenie... za szarpanie duszy...za nietuzinkowość... za bycie sobą".
Pięknie dziękuję :) było mi niezmiernie miło przeczytać te ciepłe słowa i zapoznawszy się z zasadami, postanowiłem je złamać, jak to ja :)... Nie będę nikogo wyróżniać, bo wszyscy, których poczytuję są wyjątkowi i zasługują na miłe słowo. Za to z czystego serca, każdemu z Was kochani przesyłam :-*




A tak poza tematem przez kilka ostatnich dni panowała u mnie taka aura (kocham!)
Zdjęcia dedykuję Neilii:) 










sobota, 19 listopada 2011

W starej szafie - Kielich...



      Pokryty patyną, mszalny kielich spoczywający spokojnie pod grubą, lepką i ciężką pajęczyną, na strychu jednego ze starych klasztorów, postanowił opuścić dotychczasowe włości i zmienić właściciela. Los chciał, że wybrał właśnie mnie: wpadając w ręce szalonemu podróżnikowi, który nie wiedzieć czemu natychmiast pomyślał, że ten kielich i ja to idealny duet. Radość była wielka, bo jak wiadomo uwielbiam przedmioty z duszą. Po energetycznym oczyszczeniu i księżycowej kąpieli służy mi od wielu, wielu lat do spożywania wina przy szczególnych okazjach.










niedziela, 13 listopada 2011

Budzący emocje - Bubug

     
       Dziś w "Budzących emocje"  mam zaszczyt przedstawić niezwykłe, przepełnione magią i spowite aurą tajemniczości  prace wybitnie utalentowanej koleżanki po żelowym fachu. Zapraszam na ucztowanie w imieniu swoim i Bubug. 



Ogrodniarka
© bubug



Nocą
© bubug



Portret rodzinny
© bubug



Kółko, krzyżyk
© bubug



Julia i smok
© bubug



Przymiarka
© bubug

Więcej prac Bubug można zobaczyć TU 



Inni z cyklu














wtorek, 8 listopada 2011

Ujarzmić demony…

     

      Dobro nie wyleczy zła które przychodzi od ludzi i przenika w głąb duszy. Nie zmyje chłodu ciepło dłoni ni miłość nie ogrzeje …nie wypali na popiół powrastanych w serce cierni. Z demonami przeszłości trzeba walczyć samemu, choć walka ta niekiedy na podobieństwo zmagań Don Kichota z wiatrakami. W tym szaleństwie człowiek wydziera kawałek po kawałku swoje „ja” brocząc smutkiem. Pieni goryczą z ust przygarbiony bólem. Zrywa bandaże, zdziera strupy, by wysączyła się trucizna. Mi po wielu, wielu latach udało się zagrzebać cienie przeszłości, choć przyznam, że raz na jakiś czas opuszczają swoje mogiły ukryte w mrokach zapomnienia, by pohulać po duszy i głowie uderzając w wisielczy ton. Chciałbym napisać, że życie zmieniło mnie, ale to nie ono, ani świat, tylko ludzie, a co gorsza najbliżsi, Ci umiłowani. Kiedy pęka przepełnione miłością serce,duszę rozrywa ból nie fizyczny, a nad głową wiruje czarna rozpaczy otchłań. Kiedy człowiek który był światem Twym i bogiem, z którym dzieliłeś życie, długie lata i powierzałeś w zaufaniu wszystko co masz najcenniejsze - czyli siebie, okazał się wilkiem w owczej skórze, bezduszną kreaturą spijającą nektar z kwiatu twych uczuć. Zapadasz się w dół mogilny ciałem, co trumną jest dla serca, a szaleństwo doń gwoździami. Niektórzy z nas jak łazarz przywróceni do życia szukają na nowo sensu , miłości i domu w drugim człowieku, choć z przestrachem i niepewności gestem. Nieufni jak zaszczute zwierze.


niedziela, 6 listopada 2011

Zasupłani...


      Uderzamy w siebie jak spienione fale. Gwałtownie, eksplodując gejzerem. Opadając stygniemy powoli zapieniając ziemię solą żył. Zraszamy parasole pajęczyn kroplami potu i łez. Jak nacięte sosny broczymy żywicą nasienia. Przywarci do siebie lepkością warg i głodem ciał. Zasupłani. Krzykiem narodzin wplatamy się w ptasi śpiew. Jękiem konania wzbijamy jak gołębi puch lekkim słowa powiewem. Tkanki rozkładem przesiąkamy w glebę, by wystrzelić na wiosnę bielą rumianku, czerwieni makiem czy żółcią podbiału. Wdychamy i wydychamy niebo karmiąc się cukrową watą obłoków. Wypełniamy błękitny glob obracający się w nieczułej próżni. Jesteśmy częścią duszy tej planety. Wpisani na zawsze w wiatr, szalejące burze, ulewy, piasek pustyni i pędzący korowód pokoleń. 


czwartek, 3 listopada 2011

Noc Nawi...


      Nim położę się spać okadzę sypialnię białą szałwią. Zostawię w korytarzu miskę z wodą, szare mydło i czysty ręcznik, by nieczyste dusze mogły się obmyć. Na stole w glinianej miseczce miód i odrobinę słodkości, by zapewnić sobie ich przychylność ,a w samym oknie zapaloną świecę, aby te zbłąkane łatwo trafiały do domu, a tym nieprzyjaznym uniemożliwić wejście. Wiem, że dzisiejszej nocy spotkam się z najbliższymi, którzy odwiedzą mnie przybywając ścieżką snów. 


czwartek, 27 października 2011

Podszept...


Szybki rysunek popełniony po wyrwaniu się z niespokojnego snu wczorajszą, późną nocą.


© NordBerd
Podszept

poniedziałek, 24 października 2011

Po długiej przerwie...



      Po dziewięciu niemal miesiącach twórczej niemocy poczułem palącą potrzebę wydobycia z szuflady kilku zakurzonych żelopisów. Zapragnąłem przyzwolić błądzącej po kartonu bieli dłoni, by kreśliła rodzący się w głowie pomysł uchwycenia i zaklęcia na papierze Sydoniowej esencji, tej naturalnej magii, wewnętrznego piękna i dławiącej kobiecości, którą emanuje. Praca być miała imieninową niespodzianką. Niestety z powodu nieszczęśliwego wypadu, a raczej mojej niezdarności stała się prezentem nieco spóźnionym, gdyż pod koniec kilkudniowej dłubaniny, na samo niemalże jej zakończenie, szturchnąwszy łokciem kubek wylałem na blat gorącą kawę, która wsiąkając w papier rozmazała w kilka sekund cały mój trud. Następnego dnia, pomimo totalnego zniechęcenia postanowiłem przysiąść przy stole i ponownie zabrać się do pracy, w między czasie jednak zdążyłem zwichnąć sobie nadgarstek, co sprawiło, że praca powstała powoli i w bólu.



© NordBerd
Sydonia


I na koniec utwór, który niezmiennie kojarzy mi się z M. 



.

niedziela, 16 października 2011

Budzący emocje - Jacek Yerka



      Kolejnym artystą, które chciałbym przedstawić w „Budzących emocje” jest Jacek Yerka (Jacek Kowalski) (ur. 1952 w Toruniu), artysta, malarz surrealista, projektant plakatów.



© Jacek Yerka
The Epitaphy

 


© Jacek Yerka
From the abyss


© Jacek Yerka
Between Heaven and Hell


© Jacek Yerka
The walking lesson


© Jacek Yerka
The stone and brick


© Jacek Yerka
Summer in a city


© Jacek Yerka
The oceanic bathroom


Inni z cyklu









czwartek, 13 października 2011

Księżcowy...


      Wiatr tłucze skrzydłami poszarpanych okiennic sypiąc zieloną łuską starej fary. Spomiędzy mgieł zalewających okolice domu wyzierają powykręcane szkielety drzew rozpraszające jarzeniowe światło stojącego w pełni. Gwiazdy spoglądają zimno na ziemię pokrytą guzami czarnych kretowisk, którą toczy jesienna zgnilizna. Na stole dostyga niedopita kawa. Po jej spienionej na brzegach tafli dryfuje topielec zbłąkanej muszki. Otwarte kuchenne palenisko zieje z osmolonej gardzieli chłodem. Zewsząd cisza i martwość. A ja przygarbiony na krześle pod oknem z odcieni samotności skręcam włókno wrzecionem spragnionych dłoni. Nim wstanie świt ukulam księżycowy motek. Wyplotę Ci z niego szalik… na zimę… na jesienną słotę. I z niespełnień szarej włóczki ciepłe rękawice, by Ci grzały dłonie w mrozy i śnieżyce.



czwartek, 6 października 2011

Senność taka...

Nic bardziej i dosadniej nie zobrazuje mojego stanu ducha w ostatnich tygodniach jak poniższy utwór :) ( podesłany przez Sydonię ).

poniedziałek, 3 października 2011

Jesienna aura...



      Październikowa aura rozpieszcza mnie do granic zepsucia. Temperatury iście sierpniowe. Zdawało by się, że poczciwa jesień stara się zadość uczynić za zimne, deszczowe lato. Spacerując po lasach wdycham łapczywie nozdrzami woń nagrzanych słońcem szyszek, rozkoszuje się ciepłem otulającym twarz, powiewem tańczącym we włosach, napawam barwami drzew, leśnej ściółki, upijam błękitem nieba na zapas. Trzaskające pod stopami suche gałązki i liście radują uszy pieszczotą szelestu. Czerwone kapelusze koźlarzy, rude rydze i żółte kurki zapełniają po brzegi pleciony z sosny kosz, którego nierówny, poczerniały grzbiet uchwytu pamięta jeszcze dotyk zmarłych przed laty dziadków. Stare drzewa, których kształty znam na pamięć łaszą się pod pieszczotą mych dłoni, co jak kołysanka umilają zapadanie w zimowy sen. Ich przerzedzone czupryny zdobione spinkami opustoszałych gniazd kołyszą się leniwie smagane ciepłym wiatrem… nawet woda spowolniła bieg... gdyby tylko czas zechciał tak zwolnić… choć odrobinę opóźniając powrót. 
























poniedziałek, 26 września 2011

Tajemnice starych lasów...



      Głęboko w starych lasach niedaleko Bezdusza ukryte są widma przeszłości o których nikt już nie pamięta, a niewielu ma jeszcze okazję nacieszyć nimi oko, nim przepadną zupełnie skruszone zębami czasu. Cicho zduszone przez naturę, która okryje je kołdrą ziemi. Dziś opowiem Wam o przepięknym miejscu, którego całej historii niestety nie znam i pewnie nie poznam, ale spacer tam jest dla mnie zawsze niezwykłym przeżyciem. Pozostałości po starej niemieckiej wsi Glambek zachwycają zarówno położeniem jak i perełkami, które po niej pozostały. Jakże pięknie musiało tam być w czas jej żywota. Dookoła mnóstwo wodnych akwenów połączonych ze sobą strumieniami, teraz zarośniętych i zmieniających się w trzęsawiska. Małe wysepki na których rosną olbrzymie buki i kasztanowce. Pierwszym pomnikiem przeszłości są ruiny niewielkiego kościółka zbudowanego z polnych kamieni. W jego środku, ze sterty usypanych kamieni niczym poskręcane węże wypełzają korzenie starych drzew, które przypominają system żylny okalający serce starej budowli. Puste okna zieją samotnością, ale główna brama stoi nienaruszona zdając się zapraszać zagubionych wędrowców do środka.




  


      Kolejnym klejnotem jest łączący dwie wyspy stary mostek, ograbiony niegdyś z płaskorzeźb zdobiących jego boki. Zawsze kiedy na nim przystanę i dotykam dłońmi kamienne brzegi zastanawiam się ile osób kładło w tym miejscu dłonie lub opierało łokciami, zapominając się na chwilę, oczarowani niezwykłością natury… ilu zakochanych spotykało się tu pod ukryciem nocy… ilu zachłystywało się na zapas energią tego miejsca w zimie swojego życia. Pokryta grążelami woda jest tak czysta, że widać najdrobniejszy kamyk wybijający się kolorem z dna. Przepływające po nim łódeczki liści kręcą się jak kolorowe bączki z czasów dzieciństwa. Okalające wodę trzciny i tatarak szumią czesane wiatrem,  a wraz ze śpiewem ptaków i brzęczeniem owadów tworzą utwór doskonały. Człowiek chciałby tam stać tak… pozostać bez końca.











 
      Następnie schowane wśród starych buczyn zapraszają szumem pędzącej wody pozostałości starego młynu, którego fragment dojrzeć można z drewnianego mostku przedłużającego ubitą drogę. Lodowaty strumień od lat przemierza swoimi korytarzami krusząc nieco stare mury. Rozbryzguje się radośnie zdobi kroplami porastającą każdy skrawek miejsca bujną roślinność. Migoczące w promieniach słońca łzy przypominają rozsypane diamenty, zgubione pośpiechem uciekającego złodzieja.









 
      Między wyzierającymi spod mchu i liści fundamentów dawnych domostw dumnie stoi stara gorzelnia, której komin nie wiedzieć czemu wysadzili lata temu żołnierze. Wyrastające z ziemi stopnie wielkich schodów prowadzą w przepaść.




      Na koniec zostawiłem miejsce wyjątkowe… znajdujące się obok powyszczerbianej potokami ulewnych deszczy brukowanej drogi prowadzącej niegdyś do wsi. Miejsce, gdzie olbrzymie pokrzywy i osty strzegą  spokoju spoczywających tam, a pełzające po ziemi bluszcze i powoje otulają silnie pozostałości kamiennych płyt nagrobnych. By dotrzeć do serca starego cmentarza trzeba przedzierać się przez wysokie paprocie i tarasujące drogę pozwalane, pokryte mchem pnie i konary drzew. Obok suchy, martwy las ogromnych świerków zieje ciemną pustką i niepokojony zdaje się mroczyć nawet w najbardziej słoneczny dzień. Wiele nagrobków zapadło się w ziemię i z czasem porosło warstwą liści  i roślin. Te pozostałe jeszcze przywracają pamięć o umarłych i  wprowadzają w zadumę o przemijaniu.














czwartek, 22 września 2011

I znów...



      I znów przejadam smutek. Z rozkoszą zatapiam zęby w miękkim pączku, wysysam dżem po czym powoli zbieram językiem słodki lukier z kącików ust. Masturbuję się smakiem, pieszczę słodkością, dopijam winem. Obok z talerza kusi kolorami i wonią puszyste, ciastkowe niebo. Długaśny eklerek z bitą śmietaną spogląda na mnie pożądliwie i szepce z francuska „zjedz mnie”. Jeszcze nie skończyłem, a już myślę czym będę pocieszać się dalej… przeglądam w pamięci zawartość lodówki. Wertuje wszystkie kuchenne szafki i szuflady. Szukam jak szczur. Skrzętnie jednak omijam lustro, by nie przestraszyć się odbicia, które ostatnio nabrało nieco krągłości. Nie żebym popadał w panikę… o nie…  

Nad ranem pokusiłem się o wypiek według Sydoniowego przepisu ( tego kruchego ciasta, co to się do śliwek nie nadaje, a do jabłek jest idealne), oczywiście nieco go ulepszając ;P. Smakuje wybornie, a w połączeniu z gorącą kawą to niemalże stan nirwany. Sama Sydonia wyszeptała w uniesieniu, z pełnymi ustami… -mistrzostwo! No cóż, niektórzy są dobrzy w seksie, inni w kuchni ;P


Oto efekty :)