czwartek, 31 marca 2011

Budzący emocje...



      Są na świecie ludzie, których słowa, muzyka, malarstwo, rysunek i ich każda inna forma artyzmu sprawia, że przystaję, zastanawiam się, czuję. Wiadomo, jedni budzą pozytywne emocje, inni te najgorsze. Jednych się kocha, drugich nienawidzi. Jednym się zazdrości, koło innych przechodzi obojętnie lub kręcąc głową. Jedni mają coś do powiedzenia…inni powielają…kalkują…tworzą, by tworzyć. Oczywiście, szanuję każdy przejaw artyzmu, każdą potrzebę wyrażania się… szanuję sztukę jaką by nie była, bo… jest sztuką. W kolejnej blogowej serii "Budzący emocje" będę prezentował twórców mi bliskich…twórców, których szanuję i podziwiam.

                                                     
                                                       ElementDuszy
                                                 
       Jedną z osób, które będę chciał Wam przedstawić jest Krzysztof Schodowski. Kiedy kilka lat temu natknąłem się na jego prace…zamarłem. Wpadłem w emocjonalny wir. Jego dzieła przesiąknięte są sztormami i burzami uczuć…emocji kłębiących się w każdej kresce. Podziwiając je czułem, jak wracają do mnie wspomnienia minionych przeżyć, uczuć, tęsknoty, zagubienia, niespełnienia, walki z sobą samym, wali o odrobinę uwagi… miłości…o zrozumienie. Jego prace jakby ilustrowały po części mnie, jakbym czytał z nich siebie… czytał wiersze mojej duszy…jakbym wypłakał tuszem tło…wyrył cienkopisem swoje serce. Kończę tę paplaninę i zachęcam wszystkich do zapoznania się z jego twórczością, pragnąc jednocześnie podziękować Krzysiowi za zgodę na publikację jego prac.



Ostatnia wiadomość
© Krzysztof Schodowski



Poeta
© Krzysztof Schodowski


Autoportret mentalny
© Krzysztof Schodowski

                   

Przemijanie
© Krzysztof Schodowski



Spotkamy się po tamtej stronie
© Krzysztof Schodowski

Więcej prac Krzysia można zobaczyć tu :

Digart

Variart


                        

środa, 30 marca 2011

Ukryj mnie...


      Stara szafo z dziecięcych lat… uchyl raz jeszcze z cichym pomrukiem nadgryzione zębami czasu drzwi. Pozwól w ten podły czas odpłynąć …zapomnieć….zgubić się. Utul mnie miękkim mrokiem paszczy, zapachem lawendowych pół. Zatrzaśnij wrota, wypluj zaśniedziały klucz. W sercu twym w kłębek zwinę się…zapadnę w sen…w spokoju szafirowej mgły.



niedziela, 27 marca 2011

Napisz mnie...



      Napisz mnie od nowa słów czułymi zdaniami, które bladym świtem z drżących warg niczym ptaki ulecą zaspane, by wić gniazda w piersiach i włosów trawie. Napisz tą pewnością powrotu, po tym jak myśląc, że śpię głęboko cichutko zamkniesz za sobą drzwi. Spokojem odbijającym się w głębi jezior oczu Twych, okalanych trzciną rzęs…trzepotem leniwym. Napisz wilgocią języka błądzącego w kędziorach łona , płynącego powoli po słonej tafli skóry by uderzyć o sztywnych sutków boje… i dalej, przez szyi pulsujących żył kanały, by zakotwiczyć na dobre w suchości warg spierzchłych pożądaniem. Napisz zachłannych dłoni pieszczotą palców, otrząsających drżący splot naszych ciał z kropli rosy potu.…zmysłów galopem…rozkosznym bólem dusz pojednania. Napisz wielką tęsknotą…skrytymi łzami…niedopalonym papierosem…Napisz mnie szczęść małych wielkimi spełnieniami.





środa, 23 marca 2011

Komu dzwonią ...


      Późną nocą odleciałem...spłynąłem potokiem ognistej... niemal po zgon. Powolutku wracam do życia ...choć przyznam, że nie jest to łatwe i wymaga wielkiego poświęcenia ze strony zbuntowanego organizmu. Poniższy utwór dedykuję wszystkim moim przyjaciołom, którzy w swej dobroci serca i hojności …rozpuszczali na wszystkie możliwe sposoby …dbali o atrakcje minionych dni …powodując, że emocje sięgały zenitu. Dziękuję również za striptiz przeplatany tańcem godowym wykonany przez kolegę J. i przepięknie wyśpiewane „sto lat” przez grupę barbarzyńców którym przewodziła czarownica Sydonia, zagłuszających świętą ciszę nocną moim biednym sąsiadom. Dziękuję wszystkim za pamięć …zabawę …niezapomniane wrażenia… prezenty w postaci seksualnych gadżetów, tudzież miłosnych specyfików. Dziękuję i Wam kochani czytelnicy i zaglądacze, za obecność i wszystkie ciepłe słowa.

Oznajmiam wszem i wobec …że następnego roku nie obchodzę urodzin;).


poniedziałek, 21 marca 2011

Topienie Marzanny...



      Chwilę po północy , gdy  księżyc za oknem zalewał srebrzystą poświatą śpiący opodal lasek, szron połyskiwał na polu, a pracownię wypełniał zniewalający aromat kawy  i  zaklęty w sianie zapach minionego lata spędzonego w Bezduszu,  powoli zabrałem się za kręcenie Mory. Zaklinając w nią wszystko co smutne, przeszłe i niechciane. W suche zieloności jej piersi,  gdzie powinno być serce, ukryłem podarowane mi złoto, nucąc pod nosem zapamiętaną z dzieciństwa pieśń przekleństwa. Złoto, które miało przynieść światło, a przywiało wiatrem smutek, ciemność i  zło …zło na wskroś podłe i ludzkie. Zło które uleci z dymem podczas  rytuału ognia, a jego prochy spłyną z wodą daleko…daleko ode mnie. Niech wiosna rozkwitnie spokojem w sercu , radością i wiarą w lepsze jutro.




      Po południu dzierżąc dzielnie w dłoniach Piękną Morę przemierzaliśmy leśne głusze, powoli zbliżając się do jeziora. Silny wiatr smagał chłodem po policzkach, choć świeciło słońce. Brązowe dywan liści chrupał  pod stopami, a uszy pieścił bezustanny ptasi trel. Po dotarciu nad wodę, jak wielcy inkwizytorzy dokonaliśmy  osądu, po czym z nieukrywaną radością wykonaliśmy wyrok. Zimowa Wiedźma płonęła jak się patrzy, wyrzucając ze swojego wnętrza kłęby szaro – białego dymu, aromatyzując powietrze specyficzną wonią mięty i piołunu, którymi była wypchana. Języki płomienia niemal doszczętnie wypaliły Złą Królową, nim pozwoliliśmy na dobre spocząć jej w spokojnych wodach starego jeziora.




















                                 Przy wyjściu z lasu przywitał nas pierwszy krokus :)






niedziela, 20 marca 2011

Jutro...



      Jutro ważny dzień, albowiem jest czasem wiosennego zrównania dnia z nocą. Jak każdego roku przywołujemy z Sydonią do życia słomianą Marzannę, w jej wnętrzu umieszczany wypisane na małych karteczkach wszystkie złe rzeczy, których chcemy się pozbyć. Oczywiście żegnamy też zimę symbolizującą śmierć …witając wiosnę i życie, które z sobą niesie. Po obrzędzie palenia i topienia Śmiercichy spotykamy się wieczorem  przy ognisku oddając różnym przyjemnością i tańcom,  a chwilę po północy świętujemy czas mego na świat przyjścia …bo tak się złożyło że jestem dzieckiem przesilenia i czasu wielkiej radości. Teraz śmieję się pod nosem …rozumiejąc, skąd we mnie taka niezwykła mieszanka smutku i szczęścia…i tyle różności, tyle sprzeczności.


piątek, 18 marca 2011

Niezwykłe miejsca...



       Od dłuższego czasu kusiła mnie myśl o utworzeniu blogowego cyklu „Niezwykłe miejsca”. Chciałbym w nim pokazać zakątki, które zamierzam zobaczyć…zwiedzić…poczuć, oraz podzielić się miejscami już poznanymi, przygodami i emocjami jakie mi podczas wojaży towarzyszyły. Być może i w Tobie ten cykl wzbudzi chęć poznania tych zakątków. Być może połączymy wspólnie siły i przemierzymy świat w poszukiwaniu przygody.



                                                             Kromlechy


      W Polsce znajduje się kilka kromlechów między innymi w Grzybicy koło Koszalina , Leśnie, Węsiorach i Odrach na pograniczu Woj. pomorskiego i kujawsko-pomorskiego. Od kilku lat noszę się z chęcią odwiedzenia tych że miejsc. Największe w Polsce, drugie co do wielkości w Europie skupisko kamiennych kręgów znajduje się w pobliżu wsi Odry, objęte jest ochroną w rezerwacie archeologiczno – przyrodniczym nad rzeką Wdą . W sosnowym lesie znajduje się 10 całych i fragmenty dwóch kamiennych kręgów. Najmniejszy z nich ma średnicę 15 m, największy 33m. Oprócz kręgów w Rezerwacie znajduje się około 30 kurhanów. Ciekawostkę stanowi fakt, iż na 300 głazach odkryto 86 gatunków porostów występujących wyłącznie na terenach wysokogórskich. Od lat nasuwają się pytania – czy kręgi pełniły rolę kalendarza do wyznaczania dni letniego i zimowego przesilenia? Czy były rodzajem świątyni? Archeolodzy do dziś nie potrafią na nie odpowiedzieć. Tak czy siak zamierzam tego lata zobaczyć owe cuda. Dodatkowo z wielką przyjemnością odwiedzę pewnego niebanalnego „znajomego - nieznajomego”, zamieszkującego w niewielkiej wiosce położonej w Borach Tucholskich. Oczywiście po podróży zdam obszerną relację.




źródło zdjęcia


źródło zdjęcia



źródło zdjęcia



źródło zdjęcia
 

Zródło zdjęcia


           


czwartek, 17 marca 2011

Jabłoń...



      Spoglądam zza szyby na sędziwą jabłoń okrytą płaszczem mroku. Wykręconą niczym stara kobieta w modlitwie, konarami ku niebu. Jabłoń w której, jak mawiała niegdyś mama, mieszkają dobre duchy. Teraz wszystkie dobre duchy uleciały, a gnieżdżą się tam jedynie duchy złe. Czarne niczym skrzydła kruka. Ukryte w gałęziach jak grzechy wyją nocą głosami niechcianych dzieci. Nieszczęśników, co życie sznurem do drzewa w węzeł spletli i tych, którzy w odmętach szalonej miłości zapłakane powieki jak wieka trumien przymknęli. Płaczę, sercem krzyczę co piersi rozrywa…nad nimi…sobą samym…nad koralikami dni co z dłoni mi powypadały.



niedziela, 13 marca 2011

Piękny dzień...



      Przeżyłem dziś naprawdę piękny dzień, taki co uskrzydla i wypełnia po brzegi dziecięcą radością. Szczęściem istnienia. Po niezwykle męczącej i nieprzespanej nocy w dobry nastrój wprowadziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca i mocna, gorąca, lekko osłodzona kawa.  Gdy psina Halina zwinięta w kłębuszek spała słodko w wymiętej pościeli, ja  cichaczem wymknąłem się z domu, by zaczerpnąć rześkiego powietrza. Potem szybki prysznic, śniadanko i telefon do S.  Krótko po dziewiątej spotkaliśmy się na starym lotnisku i wyruszyliśmy na spacer.  Powietrze uderzało w nozdrza zapachem wiosny przydymionym wonią palonych traw. Nad nami  klucz Żurawi obwieszczał przybycie donośnym klangorem. W gąszczu puszystych bazi pląsały skowronki, wyśpiewując słodkie trele. Przywitały nas też pierwsze nieśmiało wybijające się spod ziemi przebiśniegi. Szliśmy rozkoszując się światem. Halina z niezwykłym entuzjazmem próbowała wykopać nornice, w radosnym szale biegała po łące przeskakując nad zwalonymi pniami, niuchając, merdając ogonem. Po drodze zwiedziliśmy opuszczone ruiny, w których nigdy wcześniej nie byliśmy…zaskoczeni, że w ogóle takowe tu istnieją. Pochłonięci rozmową jak za dawnych młodzieńczych lat, której tak bardzo mi było potrzeba… zgubiliśmy się…co nie jest w naszym przypadku nowością. Rozbawieni postanowiliśmy dotrzeć do najbliższej z dróg, a potem jakoś będzie. Kiedy dotarliśmy w końcu do szosy, ku naszemu zdziwieniu okazało się, że jesteśmy 16 km. od naszej mieściny. Ponieważ dzień był wyjątkowo wiosenny i ciepły zdecydowaliśmy powrócić tą samą drogą. W sumie przedreptaliśmy ponad 30 km.


czwartek, 10 marca 2011

Tęsknota...

     Tęsknota w piersiach mych gniazdo uwiła ze wspomnień ciepłych jeszcze. Skrzydłami smutku czarnego oczy przysłoniła. Ciężkie to tęsknicy gniazdo jak kamień przydrożny, grobowa płyta…w sercu żalem wyryte szeptane nocą słowa… ciche obietnice.

piątek, 4 marca 2011

Piątek...



      W południe telefon. Ledwo docierają słowa – wypadek…szpital…brat. Strach zaciska pętlę wokół szyi po bladość. Łapie nerwowo powietrze. Czuję jak oczy nasiąkają łzami. Serce wali w piersiach jak kowalski młot…bębni w uszach. ..rozsadza czaszkę. Oddalam myśli od czerwieni krwi, pogiętej karoserii, kawałków szkła…by nie zwariować. Przed oczami przemykają obrazy drepczącego po podłodze bombla z umorusaną czekoladą buzią. Chłopca z zaczesaną na bok grzywką, pochłoniętego zabawą z dinozaurami…chłopaka z kolorowymi włosami na głowie i pierwszym tatuażem mającym podkreślić jego niezależność i indywidualność …mężczyznę w dobrze skrojonym garniturze, uśmiechniętego, oczekującego ukochanej. Brata młodszaka, z którym być może więcej nie porozmawiam…nie wypiję piwa…nie pobawię jego dzieci. Nieznośne czekanie na korytarzu szpitala…na jedno tak ważne słowo. Kiedy w końcu przylatuje niczym biały gołąb…opada napięcie ustępując miejsca dławiącej radości. Poskładany w całość młodszak, powoli będzie dochodzić do zdrowia…i nadal zadręczać starszaka. Feralny dzień… powoli kończy się…zabierając ze sobą chwile podszyte pechem. Tylko we mnie niespokojna myśl...myśl o śmierci …mojej śmierci, a właściwie kształcie jaki przybierze. Czy będzie rysami twarzy ukochanej osoby, rozpędzonym samochodem nadjeżdżającym z naprzeciwka… kroplą kapiącą powoli z kroplówki, zimnym ostrzem noża…jak dobrze, że niektóre karty pozostają nie odkryte do samego końca.