niedziela, 12 stycznia 2014

Pogoda nie sprzyja...



      Pierwsze światło brudnego poranka wsiąka w półprzytomne źrenice jak ostatnie łzy w zmiętego jaśka. Powoli wygrzebuję się spod wzburzonej niespokojnymi snami pościeli. Opuszkami palców wygładzam zagniotki na twarzy. Przeczesując grzebieniem dłoni zmierzwione włosy cicho proszę swojego człowieka by coś zjadł, zaparzył kawę i nie odkładał golenia na kolejne dni. Niestety kawa nie smakuje jak Whisky z lodem, a kilkudniowy chleb przykleja się do podniebienia niczym przeżuta guma do podeszwy buta.  Nastroszone chłodem podwórkowe  koty zerkają w okno. Ich wydłużone cienie kładą się na ścianie przybierając kształty rogatych demonów. Kocury spozierają bursztynowymi ślepiami raz na  mnie, raz w talerz. Wyciągają szyję i przechylają trójkątne łby, jakby chciały sczytać tajemnice wypisane błękitnymi zawijasami na brzegach porcelany. Krajobraz za szklaną płytą nie sprzyja… wietrzysko szarpie miotłami drzew, rwie na strzępy czupryny traw ciągnąc nad kretowiskami smętną nutę. Zlewam się z tym pejzażem,  wtapiam się w niego, z beznadziejną tęsknotą w piersiach i żalem nad utraconym czasem, co się nie cofnie,  nie wróci. Otulony czarną melancholią wsłuchuję się w melodię, co gra pod kroplami. Próbuję wyłowić z niej jakiś ciepły dźwięk, który przywróci mnie do życia,  tak jak czyni to jedna nieba łza opadając na różę Jerycha.

.