A może ktoś z Was zechce pogłaskać mnie po główce za to, że zaspokoiłem dziś wróbli głód kruszynami chleba, że oddałem ulubiony kefir z owocami leśnymi i słodką bułkę bezdomnemu mieszkającemu w lasku, obok supermarketu w którym często robię zakupy. Może wynagrodzicie dobrym słowem trzymanie dłoni konającego, obcego człowieka albo oddanie w mroźną, styczniową noc własnej bielizny i butów radzieckiemu uchodźcy, który straszył bielą pośladków spomiędzy poszarpanych dżinsów. Może dostanę medal za ocalenie tonącego, za pieszczoty, pocałunki darowane w przypływie miłosierdzia. Za te wiaderka pełne żab, które wyciągałem z osuszonego, głębokiego basenu, by nie pozwolić im zginąć w palącym słońcu, za uratowane pisklaki, kotki, pieski i pszczoły. Za każde ustąpienie miejsca, przeprowadzenie przez ulicę i wnoszenie zakupów na piętro starszym osobom. Za nieprzespane, przepłakane noce nad maltretowaną ciotką i nad bezsensowną śmiercią z którą miałem na co dzień do czynienia w pracy. Może wróci z nawiązką zrozumienie, każde dobre słowo, poświęcenie, gest, miłość. Tylko czy to jest takie ważne. Każdy z nas czyni dobro, tylko większość nie obnosi… nie masturbuje się tym. Czytając pewnego blooga szarpią mną nieznośne mdłości od słodyczy, wszechogarniającej dobroci, szczęścia, radości i miłości. Za każdym razem choruję jakbym połknął wielkiego, różowego, ciężkiego od kremu i lukru torta i aż boli mnie głowa od tego pląsającego tupotu bosych stóp.
Przepraszam kochani, ale każdemu z nas ulewa się czasem odrobina żółci;D
.