Leżę. W pokoju obok przykryta
różowym szlafrokiem pochrapuje babcia. Z
cewnika leniwie ścieka krew wgryzając się czerwienią w cytrynową żółć moczu.
Ostra woń leków i środków dezynfekujących drażni nozdrza. Kiedyś dom ten
wypełniał cudowny zapach świeżo pastowanej podłogi, krochmalu, pieczonego mięsa
i ciast. Rozbrzmiewał śmiechem i muzyką sączącą się cichutko z radia. Teraz trwoży
zawieszona nad nim cisza. Za oknem śpiewają ptaki, słońce wygląda zza białych
obłoków sunących powoli po nieba błękicie, ale całe to tętniące życiem piękno
oddziela szczelnie szyba i mleczna koronka zastygłych firan.
.