Dziś, a właściwie już wczoraj późnym popołudniem wybrałem się z psem na spacer dookoła jeziora. Mniej więcej w połowie drogi, kiedy zbierałem pyszne kurki niebo pociemniało, przybrało barwę stali mieszanej z brudny granatem. Grzmiało i dudniło złowieszczo jękami ścierających się ze sobą chmur rozczochranych. Nagle lunęło… zapłakało tak strasznie, że w ciągu kilku minut byłem zupełnie mokry, grube krople zalewały oczy, mokre ciuchy przylegały do ciała, a ja byłem szczęśliwy… przepełniony tym cudownym uczuciem wolności. Biegnąc w kierunku domu wskakiwałem w kałuże i rozbryzgując wodę dookoła chichotałem jak dzieciak. Kiedy już znalazłem się w chałupie szybko napaliłem w kuchni, przemarznięty rozebrałem się do naga i przysiadłszy na dziadkowej ławeczce obok grzałem się popijając pyszną, gorącą kawę. Najpierw rozbawiły mnie pomarszczone i ufarbowane od skarpet i trampek stopy w kolorze brązu i zieleni, potem skręcone w spiralki włosy na nogach, a gdy w końcu wzrok mój padł na krocze ubawiłem się do łez. To co powinno dyndać dumnie, skurczyło się mniej więcej do wielkości kciuka. Pomyślałem sobie - matko, a gdyby tak teraz stanął ktoś w drzwiach i spostrzegł, dojrzał, zobaczył, spaliłbym się ze wstydu… tak jak kilka lat temu podczas jazdy rowerem polną drogą z grupą znajomych, gdy wkręciła się mi w łańcuch nogawka rozrywając się na szwie aż po krocze… ale to nie poszarpana nogawka, ani wyzierające spod zawiniętych bokserek genitalia przyczyniły się do płonącej wstydem twarzy, tylko to, na czym ta twarz się zatrzymała, a dokładnie zatopiła w końcowej fazie upadku. Kiedy odkleiłem facjatę od jeszcze ciepłego podłoża i dostrzegłem w jakie gówno wpadłem, wiedziałem że nic mi już przed kpiną innych nie pomoże, ani ucieczka, ani płacz… więc uniosłem ją dumnie i odwracając się do przyjaciół z szerokim uśmiechem rzekłem – naturalne krowie, dla cery samo zdrowie!
To było ... bardzo ekshibicjonistyczne :)Ale miłe i choć dość intymne, to nic z wulgarności czy niezdrowego jarania się nie miało :)
OdpowiedzUsuńNo i ok ... jak się wdepnie w kupę to ma się szczęście, a jak się w nią wpadnie toooo... chyba jeszcze lepiej :))
OdpowiedzUsuńvi.
Norbert, Ty też takie dziecko Deszczu jesteś;)
OdpowiedzUsuńCo do wpadki - wybrnąłeś z fasonem :DDD
A jeśli jeszcze chodzi o to co cię ubawiło do łez, to spokojnie, jest to normalna reakcja, ustalona jako odwrotność rozszerzalności cieplnej ciał ;))
OdpowiedzUsuńvi.
To ci koktajl - ekshibicjonizm z dozą dystansu wobec siebie. I w gówno trzeba czasem w życiu wdepnąć hehe
OdpowiedzUsuńA mi to się zdarzyło tak porządnie w krowi placek wdepnąć w sandałach, tak, że wszystko mi się miedzy palcami rozlazło... jednak Ty mnie przebijasz:)
OdpowiedzUsuńTeż miaqłam jakiś epizod z krowim plackiemw dzieciństwiewczasie zabawy, ale nie pamiętam szczegółów.
OdpowiedzUsuńZnikam spać. Lolu - miło Cię widzeć w całości po tych rajdach.
OdpowiedzUsuńPoczatujemy u N.
od piątku - znikam na 5 dni.
No tak ja wróciłam a Gośce zachciało się znikać:(
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że przynajmniej jakieś wakacje sobie robisz:)
Ja to lubiłem po nich stąpać w lecie jak rozjechane przez samochody tworzyły małe wysepki na rozgrzanej słońcem szosie:)
OdpowiedzUsuńNorbercie jak zawsze z klasą!:)
OdpowiedzUsuńoj tak, bieganie w deszczu ma coś w sobie, ale im jestem starszy tym mniej lubię być mokry :P
OdpowiedzUsuńa krowie placki podobno szczęście przynoszą jak się w nie wejdzie, nie wiem jak w innych wypadkach hehe ;)
Cz.L. - w Krakowie jestem, już niedługo w piątek wracam i raczej nie są to wakacje :) Znikam, ja tylko na moment, z nie swojego "komputra"
OdpowiedzUsuńKiedyś uważano mnie za wariata i komentowano moje zachowanie... chodzić w deszczu, gdy inni pod parasolem albo ukryci pod jakimś zadaszeniem.
OdpowiedzUsuńTeraz niestety musze uważać na takie szaleństwa. Choć ostatnio pozwoliłem sobie na spacer w towarzystwie Pana B. On pod parasolem, a ja nie. Deszcz mi daje w pewnym sensie wolność. Czując go czuję się szczęśliwy.
Dobrze jest umieć śmiać się z samego siebie. Ja też tak potrafię - chyba.
pozdrawiam i miłego tygodnia i dnia.
aaaa. i dziękuję za zaproszenie! Może kiedyś skorzystam!
Nieufny
Gosieńko... no, może odrobinę ekshibicjonistyczne;D
OdpowiedzUsuńVi... słońce, a kto by tam wiedział, że mi tak z zimna, skoro siedziałem przy rozgrzanym piecu:)))
OdpowiedzUsuńGranato... Miło Cię znów widzieć:) Oj tak... uwielbiam deszcz i deszczowe nastroje:)
OdpowiedzUsuńNeilii... fakt, ważne jedynie by nie za często w to gówno wdeptywać:DD
OdpowiedzUsuńCzarna Lolu... :DDDD mam bujną wyobraźnię i już widzę ten Twój "niepewny krok" :)))))
OdpowiedzUsuńKopacz... :D albo można było zrobić sobie między nimi slalom:)))
OdpowiedzUsuńJaskółeczko... dziękuję:* uściski ślę!:)
OdpowiedzUsuńSansenoi... mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło użyć parasola:))) serio, serio... lubię moknąć, no i oczywiste, że najprzyjemniej moknie się wtedy, gdy niespodziewanie przyjdzie deszcz - "przerywnik" w trakcie upalnego dnia:D
OdpowiedzUsuńNieufny... skoro niestety nie możesz sobie pozwolić na pląsanie w deszczu to może jest jakieś inna czynność, która będzie niejako odpowiednikiem tegoż:)))
OdpowiedzUsuńMoże trzeba ją odkryć?:DDD
Dziękuję za życzenia i odwzajemniam:)))
Jakby co, to pamiętaj o zaproszeniu:DDD
Wdepnąć w kupę to na szczęście, a wpaść w nią to już w ogóle na szczęście być powinno ;)))
OdpowiedzUsuńMiło jest poczuć się tak wolnym :) Może powinieneś pląsać w deszczu, biegać po kałużach częściej?
Norbercie:) Twoja bujna wyobraźnia plus moja wybujała, to już się niebezpiecznie zaczyna robić;P
OdpowiedzUsuńDzięki! Twoje wspomnienie rowerowej wyprawy doprowadziło mnie do głośnego śmiechu. :D
OdpowiedzUsuńCzekoladko… ale przecież sprawiam sobie takie przyjemności często… nawet bardzo :))) , a co do wpadania zdecydowanie wolę tej przygody nie powtarzać ;P. Lepiej znaleźć jakieś inne bardziej przyjemne sposoby na zaklinanie szczęścia ;D
OdpowiedzUsuńCzarna… Ty mnie kochaniutka nie podpuszczaj ;)))
OdpowiedzUsuńAgol… Ja się za to uśmiałem zdrowo czytając Twojego posta o „zapędzaniu diabła do piekła” :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ja?????!!!!! No co Ty!!!! Norbercie:P
OdpowiedzUsuńPrzyjeeżdżam po tygodniu do domu, pędzę do Ciebie ciekawa co nowego a Ty dalej z tym gołym(...) siedzisz ......
OdpowiedzUsuńNo bo może N. chciał zaznaczyć, że nie wielkość się liczy a jakość;P
OdpowiedzUsuńA ja się znowu uśmiałam, przypominając sobie "Diabła i piekło" i egzamin, na którym musiałam o tej właśnie nowelce mówić, bo była to jedna z niewielu, które byłam w stanie sobie wtedy przypomnieć. :) Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńhalooooooooooooo!!!
OdpowiedzUsuńJest tu ktoś?
N - dalej siuedzisz z (...)na wierzchu ?
Gocha,ani widu ani słychu...
OdpowiedzUsuń:))
vi.
ooo, dawno tu nie byłam ...i jak wróciłam to od razu do łez się ubawiłam :)
OdpowiedzUsuń