wtorek, 12 lutego 2013

Nawet nie wiem jaki dać tytuł posta...



      Na zewnątrz ściął mróz, mrozik raczej. Drobny śnieg prószy bieląc widoki. Siedzę wsłuchując się w cudne nuty zawieszone nad głową, popijam kolejną kawę, opycham się drożdżowymi racuchami, które wysmażam niemal codziennie od tłustego czwartku. Cały styczeń przesiedziałem, przeleżałem, przespałem zatruty toksynami własnego ja… niemocą zrobienia czegokolwiek. Teraz rysuję przygarbiony, bazgram żelem po papierze od trzech dni…skrobię, jak na kartkach szkolnych zeszytów. Jestem zmęczony. 

Serwuję Wam wczorajszą pracę, dziś, teraz, bo nie wiedzieć czemu w przeddzień Bloger nie współpracował z przeglądarką, co uniemożliwiało dodanie zdjęcia .







.

3 komentarze:

  1. N. może więc luty w lekkim mrozie będzie na orzeźwienie? Czego nam obojgu życzę, bo u mnie było w podobnym tonie ;*
    :)))

    OdpowiedzUsuń