Pada, prószy, sypie. Cały dzień
śnieży się. Spoglądam na płatki wirujące w powietrzu jak w potrząsanej w
dzieciństwie śnieżnej kuli, ale nie ma w tym zapatrzeniu baśniowego zachwytu…
zachłyśnięcia, czy radości. Zbielały krajobraz straszy sterylnością. Kawałki
lodu chrzęszczą, trzaskają pod stopami
jak kruszone młotem kości, odbijając się echem od polotniskowych rumowisk. Oblepione
milczącymi wronami jak czarnymi guzami konary wykręcają gałęzie ku stalowemu niebu.
Skulony brnę pod wiatr, zaśnieżając się mocniej, głębiej, bardziej . Gdybym tylko
umiał wykrzyczeć ten kotłujący się w trzewiach ból, ugasić śniegiem palącą tęsknotę, wymrozić tą miłość do starego domu.
Gdybym tak umiał zgubić siebie w tej zadymce. Gdybym…
.
Już w południe wiosna :)
OdpowiedzUsuńW każdym razie - w kalendarzu :)
Chyba żaden mróz nie jest w stanie wymrozić miłości, a żaden śnieg przysypać tęsknoty.
OdpowiedzUsuńpotrzeba chyba czasu, czasu, czasu
ale może wiosna przyniesie chociaż zachwyt :)
Brak mi słów.
OdpowiedzUsuńPięknie.
Gdybym...
OdpowiedzUsuńwszyscy zagubieni jesteśmy w tych naszych gdybaniach...
Gdyby wiosna przyszła....na pewno będzie inaczej...
Chciałabym... Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym umieć zgubić ten cały niepotrzebny bagaż w takiej czy innej zadymce...
OdpowiedzUsuńCześć:). Jako cicha wielbicielka nominowałam Twojego bloga do Liebster Award. Więcej info o tym znajdziesz w króce u mnie na blogu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*