W każdym z nas spoczywa ukryte głęboko w aksamitnych fałdach duszy niepozorne ziarno…czekające spokojnie na odpowiedni moment…magiczną kroplę…by zbudzić się do życia…zakiełkować pierwszym dreszczem…zapuścić w żyły słodki puls korzeni…spowić drżące ciało powojem pragnienia…głodem ust. A kiedy już zawładnie nami…rozrywa piersi by zakwitnąć najpiękniejszym z kwiatów, którego nektar zsyła na nas narkotyczny, piękny sen…
Miłość jest piękna…uskrzydla nas…rozświetla…jest niewymownym cudem… ta odwzajemniona, spełniona, połączeniem dwojga ciał…zrośnięciem dusz…całością zamkniętą pieczęcią ust…Natomiast ta nieodwzajemniona, bytująca w jednym tylko sercu…jest bezkresna udręką…czarną pianą goryczy zalewającą duszę…trucizną sączącą się z warg…szaleństwem przysłaniającym oczy…bezdennym cierpieniem…
Tę drugą, ciemną stronę miłości poznałem dobrze…do niedawna jeszcze czułem zimno bijące z jej czarnych, śliskich macek…Wiele lat upłynęło…nieskończoność samotnych nocy, morze obaw…lęków…niespełnienia…wszystko to odeszło w jednej, krótkiej chwili…magicznym czasie zatrzymanym w pokoju starego domu…zaklętym w tańczącym płomieniu świecy. Spokój tchnął swój oddech w piersi me…wraz z pierwszymi promieniami słońca obudziła się nadzieja.
Teraz myślę jaki byłby jutro świat, gdyby nie splot zdarzeń zapisany na mapie gwiazd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz