Wczoraj popołudniu opuściwszy szpitalne mury, wybrałem się na długi spacer rozkoszując się ciepłem, kolorami i zapachami. Słaby, zmęczony i namówiony przez przyjaciółkę K., postanowiłem przełożyć powrót do domu na dziś. Wtedy nie wiedziałem, że owa namowa była częścią „okrutnego” spisku. Rano, wsiadając do pociągu spostrzegłem łobuzerski błysk w jej oczach, no i ten tajemniczy uśmieszek. W skrzynce czekała na mnie sterta reklam i kilka kartek świątecznych. Przekręciłem klucz otwierając drzwi. Zdjąłem buty, położyłem na ziemi torbę, gdy nagle drzwi szafy otworzyly się z trzaskiem i z wnętrza wyskoczył… potężny, różowy królik…totalnie zaskoczony i, nie ukrywam, przerażony irracjonalizmem, krzyknąłem i stanąłem w bezruchu. Królik z zadartymi przy piersiach łapkami zaczął wykonywać koliste ruchy biodrami i wtedy dostrzegłem z otwartego rozporka dyndające pomalowane w kolorowe wzory kudłate pisanki i kiełbaskę. Szok niemal odebrał mi mowę. Spojrzałem w zmarszczoną wokół nosa twarz pluszaka i rozpoznałem pod makijażem skupione oblicze własnego brata. Ten tańcząc i podskakując wyśpiewywał coś o upalonym na sianie baranku i rozczochranych, opitych owieczkach. Chwyciwszy mnie za rękę poprowadził pląsającym krokiem w stronę kuchni. Tam czekała na mnie ogromna pomarańczowo – żółta niespodzianka, a mianowicie pierzasta, kokodacząca kura, czy też kwoka raczej, o dobrze znanej mi facjacie. Dzierżąca w dłoniach wielki kosz wypchany po brzegi słodkościami. U jej stóp siedział machający wesoło ogonkiem łaciaty Reniferek. Kura Sydonia i brat różowy królik chwiejąc się na boki wyrecytowali zwariowany wierszyk i chwyciwszy mnie pod pachy, podskakując poprowadzili, a raczej zawlekli me lekko sparaliżowane okolicznościami ciało w stronę pokoju. Reniferek Halinka, której poroże zdążyło się już przemieścić pod brodę, pijana radością podskakiwała na tylnych łapkach piszcząc i trącając mnie nosem. W pokoju czekał na mnie pięknie udekorowany stół, pełen jadła i z wielkim bukietem moich ulubionych, żółtych tulipanów. Wesoła trzódka posadziła mnie przy stole i zniknęła w korytarzu. Oniemiały, siedziałem gapiąc się tępo w półmisek z sałatką. Powoli…powolutku zaczęło docierać do mnie wariactwo minionych chwil i wybuchnąłem śmiechem, aż po łzy. Kiedy do pokoju wróciła „znormalniała” Sydonia i wciąż różowy brat królik, uściskom i śmiechom nie było końca. W chwilę po tym zagościła mama z wąsatym kochasiem i dziewczyna brata. Było naprawdę wesoło i miło, a przecież miałem ten dzień spędzić w łóżku przed telewizorem, przysypiając raz po raz. A pomyśleć, że tak niewiele trzeba, by poczuć się niczym Alicja w krainie czarów…
Wszystkim Wam życzę spokojnych, radosnych świąt i mokrego dyngusa:)
Po południu doszedłem do wniosku, że Sydoni i bratu zaszkodził zapewne kwas adypinowy, będący składnikiem ich ulubionych cukierków.
.
Witaj wśród żywych!!! ;D
OdpowiedzUsuńhds... :D
OdpowiedzUsuńŚwietne powitanie Tobie zgotowali najbliżsi ;)
OdpowiedzUsuńhds... po nich można spodziewać się naprawdę wszystkiego ;D ...zresztą, co tu dużo mówić, uwielbiam ich :))) i Pana Zygfryda też ;P
OdpowiedzUsuńWitaj ponownie :), brakowało mi Twojego pisania i Ciebie :),na tym targowisku próżności :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt N.
Jak tobrze, że jesteś!!!!!!!!! Proszę dbać o siebie!!!!!!!!!!!! Uściski w ten Świąteczny czas!
OdpowiedzUsuń:))))))))))
OdpowiedzUsuńNorbercie... :)))) Ściskam ciepło i świątecznie, życząc zdrowia :)
OdpowiedzUsuńps. Jak dobrze, że wróciłeś :)
Pozazdrościć takiej rodzinki:)) Wszystkiego dobrego!!
OdpowiedzUsuń:DDD
OdpowiedzUsuńA wiesz, że byliśmy przekonani, że nas przedwcześnie zdemaskujesz;P jak to zazwyczaj bywa:D ale jakimś cudem się udało... co ucieszyło mnie na równi z Twoim powrotem:DDD
No... braciszka trochę poniosło;D ale zrywałam boki ze śmiechu widząc ten jego nieokiełznany entuzjazm spowodowany możliwością przywdziania różowego, króliczego wdzianka i zrobienia "czegoś głupiego":DDD a z Twoją mamą to musiałam wręcz walczyć o zaszczytną rolę kurki, ale z racji tego, żem bardziej okrągła i czupurna, to wiesz ;DDDD
Troszkę mi szkoda, że nie miałam nawet odrobinki więcej czasu, bo wykombinowalibyśmy cosik Burtonowskiego, bardziej w klimacie:DDD
ale...wszystko przed nami;)
nie znasz dnia ani godziny;)
Dobrze, że wróciłeś:*
Madmargot… Dziękuję za miłe słowa…również wszystkiego dobrego życzę :)
OdpowiedzUsuńGosiu… Czy dobrze to zobaczymy ;)…kochana z dbaniem o siebie to ja mam problem ale postaram się w miarę swych możliwości :) Ściskam cieplutko i przesyłam moc pozytywnej energii :)
OdpowiedzUsuńDominiko... :*
OdpowiedzUsuńCzekoladko… odściskuję, odcałowuję i dziękuję z całego serca :))
OdpowiedzUsuńAgus2003… Dziękuję i wszystkiego dobrego :))
OdpowiedzUsuńSydoniu… Przyznaję, że byłem totalnie zaskoczony :) …jeszcze do dziś pozostał posmak wczorajszych wrażeń . Młodszaka poniosło i to ostro jak na jego możliwości :)) Raz jeszcze dziękuję Wam za to niespodziankowe szaleństwo :*
OdpowiedzUsuń*N.
OdpowiedzUsuńTwoja mina była bezcenna:DDD
Ino mamie było przykro, że jednak nie załapała się na żadną rolę w tym kokoprojekcie:DDD ale obiecałam jej załatwić wdzianko czerwonego kapturka, przy najbliższej okazji:)))
Uściski... jak to dobrze, że znów mogę Cię bezkarnie dręczyć swoją niecną osobą;)))
Norbercie... :)))))
OdpowiedzUsuńSydoniu... nie wątpię...w końcu nie łatwo mnie zaskoczyć;P. Matula jako czerwony kapturek ...dobre!!!:D...tylko wina do koszyczka nie wkładajcie, bo dziewoja wypije nim się obejrzycie i wilka bałamucić będzie:P. Ja też się cieszę, że oglądam Wasze paskudne mordki ;)))miło znów tulić się do ukochanych pokemonów ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Czekoladko... :)))) :*
OdpowiedzUsuń