wtorek, 30 sierpnia 2011

Dzienniki Bezdusza - "Czternaście małp i naga prawda o mężczyznach!!!"



Poniedziałek 22.08.2011

                          
      Mam dla siebie wolną chwilkę i choć nie jest ona tą wymarzoną bo kapie mi nosa, kicham i prycham, to jednak, mimo iż zabrzmi to przewrotnie, jest wytchnieniem i odpoczynkiem. Rano dom opuściła niezapowiedziana, szalona, czternastoosobowa brygada różnej maści szaleńców płci męskiej. Wpadli sobie w piątek po południu na ognisko, grilla, piwko i pozostali byli tak, aż do dzisiejszego ranka. Nie żebym narzekał, użalał się, czy wypłakiwał- bardzo cenię sobie towarzystwo ludzi. Nie powiem, z początku było bardzo miło, roześmiana grupa gaworzyła przy ognisku, obok na grillu skwierczały kiełbasa, kaszanka, marynowana karkówka, pikantne skrzydełka, i grube plastry boczku. Nad głowami gwieździste niebo przecinały spadające raz po raz meteoryty, a przyjemny wiaterek smagał nagrzane ciało. Piwko chłodziło się w 6 metrów pod ziemią w lodowatej gardzieli studni. Było pięknie. Kolega P. grał na gitarze kawałek „People are strange”- The Dorsów. Zapachy pobudzały apetyt. Impreza rozkręcała się na dobre.
Pierwszy odpadł K., który zataczając się wyraźnie próbował przebrnąć na skróty przez wysoką trawę do sławojki. Nim zdążyłem zareagować zniknął tonąc w morzu falujących, zielonych źdźbeł. Pal go pięć, prześpi się, zetną go komary i wstanie - pomyślałem – ruszając za zmierzającym w kierunku strumienia panem J. Dopadłem go przy mostku, złapałem za koszulkę pytając gdzie się wybiera.
- Utopić – odparł.
Zacząłem się śmiać.
- W tym strumieniu nie dasz rady, co najwyżej przeziębisz się, bo woda tu zawsze lodowata – żartowałem. Szybko jednak przestałem zauważywszy, że chłopak płacze.
- Dlaczego? Dlaczego wciąż jestem sam? Dlaczego żadna kobieta mnie nie chce, przecież niczego mi nie brakuje. Mam ręce, nogi, co prawda urodę przeciętną ale nienajgorszą. Mam mieszkanie, dobrze zarabiam… więc czego, czego mi brakuje? Dobiegam trzydziestki i wciąż jestem sam – bełkotał.
- Nie zawsze znajdziemy odpowiedź na dręczące nas pytania, życie sunnie powoli swoim torem i uwierz mi, znajdziesz tą swoją połowę , a jak znam przewrotność losu to w momencie kiedy będziesz się tego najmniej spodziewał.
- Wierzysz w to – zapytał J. spoglądając na mnie.
- Gdyby było inaczej, nie odzywałbym się. Choć do domu, położysz się, odpoczniesz.
J. oparł się na mnie i zaczęliśmy powoli kierować się w stronę chałupy. Podczas drogi prowadził bezustanny monolog, że jestem jednym człowiekiem, który zna go na wylot, że mi dziękuję za wszystkie dobre słowa i rady dawane przez lata, że jestem jego najlepszym przyjacielem, że gdyby był gejem, zakochałby się we mnie bez pamięci i dbał jak o najcenniejszy skarb i takie tam różne. Kiedy mijaliśmy pijane towarzystwo, zauważyłem, że niedaleko stodoły dwóch panów prowadzi zaciekłą wymianę poglądów językiem pięści. Krzyknąłem by przestali, ale wołanie moje poniosło w las echo. Doprowadziłem kompletnie już rozklejonego J. do pokoju na dole, zamknąłem drzwi i podsadziłem na łóżku.
- Prześpij się spokojnie, a juro…jutro zobaczysz będzie piękniejsze.
- Przytul się do mnie proszę, nie chcę spędzić kolejnej nocy sam – wychrypiał.
Chciałem zaprotestować, ale jego widok w jakiś dziwny sposób chwycił mnie za serce, rozczulił, więc ułożyłem się obok. J przygarnął mnie do siebie ramieniem tak blisko, że czułem na karku jego oddech. Dziękuję – wyjąkał. Podczas, gdy jego wdech i wydech stawał się cięższy, myślałem sobie, spoglądając przez otwarte okno na wielki wóz, że wszyscy jesteśmy w ten czy inny sposób samotni, nieszczęśliwi, niespełnieni. Gdy zaczął pochrapywać delikatnie uwolniłem się z jego uścisku i cichuteniko wymknąłem z pokoju. Na zewnątrz zabawa na całego. Roztańczony, zalany drwal D. podleciał do mnie chwiejnym krokiem, chwycił silnymi łapami i ścisnął w pół. Poczułem jak wzbierają się we mnie mdłości, jak ściśnięte wnętrzności wołają o odrobinę poluźnienia z gorsetu drwalowych ramion.
- Norbert, chłopie kocham Cię! – zaryczał głębokim basem D. potrząsając mną w górę i w dół.– Ty jesteś zajebisty facet, rozumiesz? Daj, niech cię ucałuję.
Nim zdążyłem zaprotestować poczułem jak szorstki, dwudniowy zarost ściera mi skórę policzka sunąc powoli w kierunku ust. Zesztywniałem i uchyliłem głowę w bok ale drwal był nieugięty: zacisnął wargi wokół mych przysysając się jak glonojad do szyby akwarium . Po nieskończenie długiej chwili odkleił się z głośnym cmoknięciem, pozostawiając obrzydliwy posmak papierosa i zjadliwe pieczenie wokół ust. Uwolnił też z uścisku stawiając, a raczej puszczając na ziemię.
- znajdź sobie w końcu babę, albo podłapuj pień drzewa – wycharczałem łapiąc powietrze – a nie mnie kretynie.
- i za to Cię właśnie kocham! – zaryczał ponownie D. rechocząc w głos – choć spijemy browara, bo dobrana z nas para – zrymował jak zwykle – waląc mnie ciężką łapą w plecy.
Przy ognisku kolega G. i A., którzy jeszcze przed chwilą okładali się pod stodołą, teraz w stanie totalnego upojenia przywarci do siebie, chichoczą i prowadzą dialog w niezrozumiałym bełkocie. Kolega K. plastyk, ten sam co wcześniej zaginał w trawie, walczył dzielnie z nudnościami zdobiąc twórczo smuty, szary świat mozaiką swych wnętrzności… można by o nim rzec: artysta pełną gębą. W między czasie drwal częstował mnie spaloną na wiór, zimną już kiełbasą podniesioną z trawy i kolejną puszką Lecha. Lodowate piwko smakowało jak nigdy, w przeciwieństwie do spalonej śląskiej. Drwal przeżuwając skwarki mlaskał z wyraźnym zadowoleniem. Bokiem wargi ściekała mu ślina z kawałkiem czegoś, co przypominało namiękły chleb. Faceci to świnie - pomyślałem patrząc z niesmakiem jak zbiera spienioną mieszaninę językiem i wciąga powrotem do ust… tylko mały kawałeczek bliżej nieokreślonego pokarmu spadł w dół plącząc się w czarnych kudłach obrastających jego piersi.
- I jak się bawisz? – wyrwał nie z koszmaru cichutki i spokojny zawsze M.
- Wyśmienicie – odpowiedziałem uśmiechając się.
- Masz ochotę na spacer?
- Jasne - odpowiedziałem z entuzjazmem.
Pakując do plecaka kilka piwek, chipsy i paluszki dostrzegłem jak rosły drwal pada obok paleniska, gębą w piasek. Z przewróconej puszki wyciekało piwo, a znad zsuniętych lekko jeansów wyzierały blade pośladki. Nie myśląc długo zerwaliśmy z M. kilka żółtych wrotyczy i chichocząc wetknęliśmy bukiecik w zarośnięty rowek. Drwal ani drgnął. Trzech nagich wesołków pląsało radośnie oblewając się wodą z wiader, a jeden przysiadłszy na czubku śliwy wyśpiewywał, a raczej wył wilczą pieśń do księżyca. Zdziwiony kot Maurycy spoglądał wielkimi, żółtymi ślepiami na wczepionego w zieloną czuprynę drzewa wariata. Psinka Halinka robiła za odkurzacz wciągając te mniejsze, pozostałe na porozrzucanych talerzykach frykasy, a grubsze łakotki zakopując pod stodołą na później. Nietoperze szybowały nisko chwytając komary, a szalone ćmy gromadnie tańczyły wokół żarówki oświetlającej ganek. Wodą dostało się i mnie. Biały, mokry podkoszulek przykleił się do ciała. Zesztywniałe od zimna brodawki przebijały spod materiału czekoladowym brązem. Najwyraźniej pobudzeni tym widokiem panowie jednogłośnie okrzyknęli mnie „Miss mokrego podkoszulka 2011”podrzucając do góry i wbijając w ziemię widły wtórowali bym wykonał na nich taniec Go - Go. W radosnym amoku pobiegli po portfele, by dodatkowo zachęcić mnie pięćdziesiątkami… jeden nawet zamachał stówką. Pomyślałem sobie, a co tam raz się żyje i w ciągu niespełna 5 minut zarobiłem 400 zł, obdarowano mnie firmowym zegarkiem, breloczkiem i smyczą. Podczas wyginania się panowie wiwatując i entuzjastycznie krzycząc oblewali mnie wzburzonym szampanem. Jeden śmiałek nabrał ochoty na zlizywanie go ze mnie, ale jego zapał został szybko ostudzony prawym płaskim. Za co otrzymałem bonus od pana K. w postaci miesięcznej karty wstępu na siłownię i saunę. Któryś tam jeszcze poprosił o striptiz, ale dzięki Bogu rozeszło się bez echa, bo wesoła brygada znalazła sobie nową zabawę. Reflektory kilku aut rozświetliły półmrok i ciemne ściany lasu zatopione do połowy w mgle. Pomarańczowe światła kierunków pulsowały hipnotyzująco, zaryczały głośniki i panowie zaczęli bujać się w rytm muzyki. M. chwycił mnie za ramię i wyrwał z rozszalałej gromadki. Nim ruszyliśmy w kierunku jeziora, zamykając furtkę spojrzałem raz jeszcze z przestrachem na podwórko i dom modląc się, by jeszcze tu stał jak wrócę. Spacerując powoli asfaltówką w kierunku jeziora pomyślałem sobie, że znam M. od wielu lat, że jest bardzo mądrym, pełnym ciepła i spokoju człowiekiem, ale tak naprawdę nie wiele wiem o jego życiu. 
-Jak tu pięknie i cicho – zagadał M. ściągając na pomoście martensy – zobacz na te gwiazdy odbijające się w czarnej tafli wody, dla takich chwil warto żyć… i ten wiatr śpiewający w koronach drzew i …
- i komary żrące niemiłosiernie po tyłku – przerwałem mu - to są smaczki i uroki.
Zaczęliśmy się śmiać.
Dłuższy czas siedzieliśmy w ciszy delektując się odgłosami lasu okrytego nocą, niepojącymi dźwiękami budzącymi wyobraźnię. Raz po raz z przybrzeżnych trzcin dochodził nas głośny chlupot rzucających się w wodzie drapieżników. M oparty o pomost na łokciach spoglądał w niebo. Na zawsze spokojnej twarzy dostrzegłem jakieś napięcie buzujące potrzebą wyrzucenia z siebie kłębiących emocji i wewnętrzną walkę o przełamanie. Postanowiłem mu pomóc i spytałem - co go trapi ? - podając kolejne piwo. Rozmowa była długa, poważna i bardzo osobista. Wiele zostało powiedziane… może nawet za wiele, ale dzięki temu sporo spraw zostało wyjaśnionych i nabrało sensu. Nie zauważyliśmy nawet kiedy zaświtało. Zbierając się w drogę powrotną raz jeszcze spojrzałem na M., wiedząc, że nigdy już między nami nie będzie tak jak kiedyś. Gdy dotarliśmy pod dom oniemiałem. Podwórko wyglądało tak jakby przeczesał je huragan.
Chłopcy Ci, co jeszcze byli w stanie ustać na nogach wyciągnęli swoje strażackie wężyki i poczęli gasić dzielnie żarzące się jeszcze ostatki w palenisku, pogwizdując radośnie. Jeden to nawet w ferworze akcji obsikał nogawkę drugiego, na co tamten odpowiedział i zaczęło się lanie na wszystko i po wszystkim. Kiedy już towarzystwo zostało ulokowane w każdym nadającym się do spania kącie cichutko na paluszkach przemknąłem schodami na piętro do swojego łóżka . Nim zdążyłem przysnąć obudził mnie zachrypiały głos drwala błagający o mocną kawę i jajecznicę z kurkami. A wszystko to jednak pikuś w porównaniu do kolejnych dni, ale o tym może kiedy indziej, bo troszkę jakby się rozpisałem, a poza tym piętro niżej w kuchni oczekuje na mnie przybyła przed chwilką Czarna Lola i mały F.J.
Cdn.


11 komentarzy:

  1. :D :D Tydzień czekałam, ale warto było:) Ehhhh....

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, chcialabym to wszystko zobaczyc :)
    i mowisz, ze potem bylo juz tylko ciekawiej, rany to ja czekam na ciag dalszy
    ...
    a kobiety mysla, ze jak faceta z oczu spuszcza to za babami poleci, hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko z córką! Co za dzicz! :D:D
    Że też Sydonia nie rozgoniła jaką ścierą tego towarzystwa :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha ha jak Ty to fajnie wszystko opowiadasz i tak obrazowo:) Ja też zawsze z niecierpliwością czekam na Twoje posty:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo wooow, chciałabym to wszystko widzieć :D

    OdpowiedzUsuń
  6. hehe, faceci i wszystko jasne i nic nie dziwi :D:D:D widzę, że Ty się nie masz czasu nudzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne! :D Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nordberdzie -> padam przed Tobą na twarz i klękam na kolana (kolejność dowolna)!

    Uśmiałam się pierwszy raz od dwóch tygodni - dzięki Ci wielkie!

    ps. Zapomniałam jak to jest na takiej imprezie, od czasu kiedy moja siostra urządzała w chałupie zjazdy deprawujących mnie zootechników.

    Ściskam mocno i pozdrawiam
    - e.

    OdpowiedzUsuń
  9. :) No tak... tańce hulanki swawole... bardzo dobrze, mam tylko nadzieję Norbercie że przyjaciele pomogli ci wszystko na nogi postawić? ;))

    vi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ubawiłam się strasznie,
    czekam na dalszy ciąg
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. K O C H A N I :)))...przepraszam, że odpisuję tak zbiorowo, ale w ciągu ostatnich kilku tygodni cały czas ktoś wyjeżdża, przyjeżdża i co za tym idzie nie mam nawet chwilki by nadrobić zaległości blogowe, mailowe i inne. Obiecuję, że postaram się jak najszybciej zamieścić ciąg dalszy "Czternastu małp" i wiele innych ciekawych zdarzeń i związanych z nimi atrakcji. A tymczasem wszystkich Was pozdrawiam serdecznie i dziękuję za miłe słowa :).
    Życzę Wam mnóstwo słońca w kolejnych dniach i pozytywnej energii :-*

    OdpowiedzUsuń