niedziela, 18 lipca 2010

Burza...kawa..wspomnienia i ja


    Dzisiejszej nocy nie zmrużyłem oka...czuję się fatalnie...leki osłabiają mnie coraz bardziej...ciągłe nudności, bóle brzucha, problemy z koncentracją i uczucie odrealnienia...koszmar...a zapewne będzie jeszcze gorzej...ale cóż...nic nie poradzisz...trzeba przetrwać...przeczekać...
  O wpół do czwartej za oknem rozpętało się piekło...z nieba lało jak z cebra, pioruny raz po raz rozświetlały atramentową ciemność ...pies biegał po pokoju, niespokojny, nerwowo poszukując zakamarka...w którym mógłby się schować, zwinąć w kłębek...a ja leżałem w wymiętej pościeli... nagi...bezwstydnie chwytając wilgotny, chłodny powiew każdym skrawkiem spragnionego ciała...chciałem jak dawniej wybiec przed dom unieść twarz i ręce ku górze...radować się każdą kroplą ściekającą po skórze...nie miałem jednak na to siły...zapatrzony w błyskawice...przypomniałem sobie słowa, nie pamiętam już kogo...że podczas burzy nie powinno się patrzeć w okno, bo można dostrzec w nim rzeczy, które niekoniecznie chcielibyśmy ujrzeć...odbicia zmarłych zaglądających przez szyby...złe duchy krążące po świecie...nieprzychylne człowiekowi...
   Jeśli chodzi o sprawy metafizyczne...wiele takich zdarzyło się w moim życiu...w waszym pewnie też...choć nie wielu ma tą świadomość...ja nigdy się nie wypierałem swoich przeżyć...odbierałem ja całkowicie naturalnie...nigdy też o nich nie rozpowiadałem...nie z obawy przed wyśmianiem, czy niezrozumieniem...moje milczenie wynikało z pewnych cech mojego charakteru...jestem osobą raczej małomówną...lubię mieć swoje tajemnice...sekrety...coś wyłącznie dla siebie...o niektórych dziwnych zjawiskach dziejących się wokół mnie wiedzą nieliczni...Ci, którzy w nich uczestniczyli...niektórzy odmienili przez to swoje życie.. postrzegania otaczającego nas świata... Może kiedyś...jak zajdzie we mnie taka potrzeba...opowiem... nie, raczej opiszę parę swoich niezwykłych doświadczeń...

   Ponownie próbuję coś jeszcze dziś napisać...cały dzień burza po burzy...musiałem co chwila wyłączać komputer...teraz troszkę się uspokoiło i nawet nieśmiało zza chmur wyjrzało słońce...ostygła mi kawa...zimnej nie lubię...piję mocną...trzy czubate łyżeczki kawy na filiżankę...osłodzona płaską łyżeczką cukru...pije jej dużo...bardzo dużo...aż wstyd się przyznać...znajomi i rodzina bezustannie zadręczają mnie kazaniami na temat jej szkodliwego działania...doskonale zdaję sobie sprawę z ryzyka jakie niesie ze sobą jej nadmierne spożywanie ;
- "zdenerwowanie kofeinowe", nerwowość, niepokój
- choroby serca i układu krążenia
- zaburzenia pracy wątroby i dróg żółciowych
- odwodnienie
- dolegliwości żołądkowe (nadżerki błony śluzowej, wzdęcia, zgaga, niestrawność, nudności, bóle brzucha)
- obniżenie płodności
pomijając wypisywanie dobroczynnego wpływu...muszę powiedzieć...że kocham...nie, złe słowo uwielbiam ten napój...jego zniewalający aromat...niepowtarzalny smak...z lekko zawiesistą konsystencję...jestem kawoszem od kilkunastu lat... wiele gatunków jej pijałem... upodobałem sobie jednak dwie...królową jest nieniecki Jacobs...często kupuję w ziarnach...przed zaparzeniem mielę w młynku...wspaniałości...jeśli już jest mielona...przechowuję w lodówce...wsypaną do słoika z odrobiną soli na spodzie...dzięki temu jest zawsze świeża i aromatyczna...drugą Gavalię lubię do ciast i deserów...
   Moje uwielbienie do kawy ma początek w dzieciństwie...niewielu z nas już pamięta...czasy kiedy wchodziło się do sklepu spożywczego z wielkim napisem "społem"...przeważnie na dziale ze słodyczami stały duże młynki...gdzie miła ekspedientka w zalotnej czapeczce na głowie...wsypywała ziarna, mieliła po czym ważyła poproszoną ilość...zapach kawy rozchodził się po całym sklepie...kawy Arabiki i chałwy...to jedne z wielu zapachów mojego dorastania...pierwszą wypiłem w wielu lat czternastu, z mamą w Wojskowej kantynie, gdzie pracowała...pamiętam...jak się skrzywiłem...jak bardzo byłem rozczarowany...po pierwszym łyku...tę cierpkość i gorycz ...pozostałą w gardle...ale drugiego dnia...wszystko się zmieniło...niesmak zamienił się w niebo w gębie...
   Jedyne czego czasami mi brakuje do kawy...to papierosa...uwielbiałem palić...zaciągać się mocno...smakować...godzinami mogłem się przyglądać...błękitno-szaremu dymowi ...układającemu się w przepiękne marszczenia...dwa lata temu rzuciłem...od razu z dnia na dzień...miałem dość...śmierdziałem jak popielniczka...budziłem się z kapciem w ustach...nocą wielokrotnie wstawałem by zapalić...pierwszą rzeczą po obudzeniu była fajka w gębie...potem druga...trzecia...kawa...czwarta...kawa...moje śniadanie...wypalałem trzy paczki w ciągu dnia...istny koszmar...czy żałuję?...nie...absolutnie nie!...czuję się zupełnie innym człowiekiem...ale obiecałem sobie...że po ukończeniu pięćdziesiątki wrócę do palenia i z papierosem w ustach odejdę...
  Powracając jeszcze do "społem"...do młodości...brakuje mi tamtych maślanych bułek, pasty rybnej na kilogramy, wystawionej w wielkich kostkach, słonego masła, kasztanków w czekoladzie, baryłek z rumem, starych, jakże dobrych delicji na wagę z nadzieniem pomarańczowym, bloku Bambo, gum balonowych Donald, smakiem napoju Polo-cocta, Oranżadą, jagodziankami z duża ilością jagód, lodami Calypso, tamtymi wędlinami...mógłbym wymieniać i wymieniać ...no i oczywiście mleka i śmietany w butelce pozostawianych przez mleczarza o świcie pod drzwiami...

Aż żal...łza się kręci...
Ach... bym zapomniał pierwszym moim papierosem był mentolowy Zefir...w zielonym opakowaniu :-)...potem kupowałem zagraniczne w Peweksie...HB, Camel, Golden American, Marlboro, Davidoff, LM i moje ulubione Lucky Strike...a z naszych krajowych Carmeny, Caro...czasem w sytuacjach silnej potrzeby i braku środków zapaliło się Klubowego lub Sporta, którym poczęstował sąsiad :-)


                                           

© NordBerd
Szamanka

Do tej pracy mam szczególny sentyment stworzona została na podstawie profilowego Basieńki...niezwykłej osoby, której fotografie przenoszą mnie w inny wymiar... Oczywiście żelopis i papier elfenbens...
Serdecznie zapraszam do jej galerii:     http://osyrys62.digart.pl/

3 komentarze:

  1. A to jedna z moich ulubionych prac:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie piszesz, masz dar....
    Jak czytałam o kawie zaraz przyszła mi ochota na nią i widzę że nie tylko ja zaczynałam przygodę z paleniem od zielonej paczki Zefirów:)
    Rzuciłam podobnie tak jak i Ty jednego dnia i nie paliłam 7lat a po tym czasie kiedy czuję ochotę popalam czasami ale bardzo mało i kolejny raz rzucam.....

    OdpowiedzUsuń