czwartek, 8 lipca 2010

A miało być tak miło...

Miałem zacząć prowadzenie blooga od czegoś miłego. Na przykład od tego. że planowałem jutro wyjechać na kilka tygodni w jedno z moich ukochanych miejsc...tych niezwykłych...magicznych. Samotna chałupa stojąca w środku lasu...wychodek na zewnątrz z widokiem na bagna i brzozowy las...woda ze studni...czysta i smaczna jak żadna inna...zimna w dotyku...aż łamie w kościach...kuchnia na drewno i ławeczka obok...na której lubiłem wieczorami siadać i przyglądać się płonącym drwom...pięknymi jeziorami...krętymi strumieniami dookoła...starym młyńskim kołem porośniętym mchem i trawami...zapachem nagrzanych słońcem szyszek i świerkową żywicą...i tym wszystkim koncertom nadawanym wieczorami przez świerszcze...i szczekanie koziołków...niosący się echem ryk jeleni...mgłą nadciągającą z trzęsawisk o zmierzchu... i tym porannym mgielnym słupom w które można wskoczyć...zanurzyć się w ich wilgotnym chłodzie...i tej ciszy...tej nocnej...gdzie waleniem...łomotem głośnym zdaje się trzepot serca...a gdy o świcie wychodzisz nago na ganek...wyciągasz się i chwytasz głęboko w płuca świeże powietrze...czujesz się wolny...wiesz, że życie piękne jest...kochasz je...

Niestety tegoroczny wypad trzeba mi przesunąć. Na jak długo nie wiem. Wszystko zmieniła wizyta u lekarza. Poszedłem w sumie z niewielkim problemem. Pobolewało mnie podbrzusze i lewe jądro. Myślałem, że mnie przewiało lub noszę nieodpowiednią bieliznę, ale niestety nie, dowiedziałem się , że czeka mnie zabieg operacyjny z powodu żylaków powrózka nasiennego. Ale nic to, w dalszej części badania okazało się, iż mam zapalenie gruczołu krokowego, co wiąże się z natychmiastowym leczeniem antybiotykami. Szczerze...przestraszyłem się...zwłaszcza jeśli chodzi o prostatę, bo leczenie jest długotrwałe...często są nawroty. Nie chcę się zamartwiać...ani rozmyślać...bo przecież nic to nie da...a wprowadzi jedynie zamęt...niepokój ducha. Teraz pragnę  napić się filiżanki dobrej, mocnej, gorącej kawy...nałożyć słuchawki na uszy...zatonąć w morzu muzyki...i rysować...rysować...wyłączyć się... odciąć.


Szkoda...

Wielka szkoda, że rzuciłem palenie...

Teraz bym sobie zadymił...

2 komentarze:

  1. Nie wiem jak to się stało... przeczytałam wszystkie posty... prawie jednym tchem... co prawda pierwszy napisany był moim ostatnim, ale przeczytałam wszystko... z taką przyjemnością wciskałam "starszy post" i jeszcze raz "starszy post" i nie mogę uspokoić tej burzy, która zagościła w moim mózgu...
    Fajnie się Ciebie czyta...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czarna lola... Dziękuję:)...miło czytać, że kogoś te moje szarości mogą poruszyć:)...to takie niezwykłe:)...Uściskuję Cię mocno i zapraszam kiedy tylko będziesz miała ochotę :)...raz jeszcze dziękuję z całego serca:)

    OdpowiedzUsuń