środa, 8 czerwca 2011

Zapiski z wyjazdu cd.


                                                      Jaworze 30.05.2011.



Po wielu zimnych, wietrznych i deszczowych dniach w końcu nadszedł ten długo wyczekiwany słoneczny, ciepły ranek. Wokół domu wysprzątane, grządki obsadzone, drewno porąbane i poukładane pod gankiem. Dzień wolny. W powietrzu unosi się zapach skoszonej trawy… i to bezustanne bzykanie owadów i ptasie trele. Gorąca kawa smakuje jak nigdy, aż ma się ochotę zaparzyć jeszcze jedną i kolejną. I wszystko prawie doskonałe. Prawie, bo dookoła domu porozbijane wojsko, wystrzelone ku niebu ogromne anteny i ciągłe, wbijające się w mózg buczenie agregatów prądotwórczych. Drogą obok domu, co rusz przejeżdżają wojskowe gaziki, stary, amfibie i inny ciężki sprzęt. Teren bezustannie patrolują wozy żandarmerii wojskowej. Ciężko wyrwać się z domu i przemknąć niezauważonym na spacer do lasu, tam ćwiczenia, strzelanie i duże prawdopodobieństwo narobienia sobie niepotrzebnych problemów, ale udało nam się z Sydonią mając przy tym nieziemski ubaw i satysfakcję przedrzeć niezauważonym obok patroli i czmychnąć w stary las, by nazbierać świeżych pędów sosny na syrop, który w okresie grupy i przeziębień jest niezastąpiony, no i oczywiście, co najważniejsze, nacieszyć się chwilą sam na sam z przyrodą. Zacukrzone, aromatyczne pędy, puszczają już powoli soki w ogromnym słoju… ja tymczasem ja uciekam na kocyk, by zanurzyć się w kąpieli słonecznej i beztroskim lenistwie, a potem czekają mnie niemal orgazmiczne doznania przepływające poprzez podniebienie, a powodowane bukietami zmysłowych smaków kuchni szalonej Czarownicy Sydonii. Jak ćwierkały mi ptaki i popiskiwały nornice dziś na obiad pierożki tortellini z mięskiem i jajko na twardo nurzane w jasnym sosie z pokrzywy, aromatyzowanym czosnkiem, imbirem i szczyptą gałki muszkatołowej.




A potem,  aż do wieczora idąc za przykładem wojaków, słodki odpoczynek po ucztowaniu.






18 komentarzy:

  1. to na nudę narzekać nie możecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. heh... ciekawie Wam i tak rajsko :)
    jak ja już chcę z tych betonów w dzicz!

    OdpowiedzUsuń
  3. ...gdyby pominąć to wojsko to niemal jak w bajce:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasna cholera co za miejsce.......cudne!!!!!:DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Te pyszności na talerzu kuszą niemiłosiernie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tu mam takie miejsca u siebie i bez wojska na szczęście:I choć jestem po kolacji zrobiłam się głodna!!!!:D
    POZDRAWIAM!:)

    OdpowiedzUsuń
  7. :))))
    A mój tata zawsze się ubezpiecza przed odwiedzinami pytając co dziś serwuję na obiad, coby przypadkiem nie trafić na pokrzywę, mniszka, nasturcję czy też jakieś inne zielone któremu baaardzo daleko do schaboszczaka;)
    Jak się ogarnę nieco to wrzucę przepis na Akuku, może ktoś, gdzieś , kiedyś inaczej spojrzy na pokrzywę niż do tej pory;)
    Ech...
    Utknęłam na etapie prania, a Ty już pewnie spakowany równiutko i zgrzebnie;)
    *Jaskółeczko... nie ma tego złego,przynajmniej jest wesoło;DDD tylko pieska szkoda, bo te strzały go przerażają okrutnie;)
    *Dziewoje kochane, poodpisuję jak ino wyszarpnę chwilkę, pewnikiem nocą parną dzisiejszą;D Tymczasem uściskuję koszmarnie i zdezorientowanie;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekoladko ...na nudę narzekać nie możemy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Granato... no to tylko opuścić miasto wsiadając w pociąg i przyjeżdżać do nas:)... my właśnie za chwilkę wsiadamy w samochód i mkniemy z powrotem do zieleni :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czary mary... z wojskiem pomęczymy się tylko do końca czerwca, a potem błogi spokój :)

    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Love... ;))) cudne miejsce czy chłopaki ;P

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hds... oj kuszą...kuszą ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jaskółeczko...bez wojska...szczęściara:)

    Ściskam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Sydoniu... z pakowaniem to nie do końca, właśnie męczę się z ostatnią torbą i mnóstwem, kwiatów, sadzonek i innych niespodzianek :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Norbercie, proszę - nie dobijaj... bo ja jeszcze nie mogę. Finiszuję i finiszuję, ale z miesiąc mi to jeszcze zajmie, a ja już chcę na bosaka biegać w trawie w gromadce psów rozszczekanej :)

    Sydoniu - ja jadłam fantastyczny "szpinak" z pokrzywy, jak nazwał swoje dzieło kuecharz i surówkę z kwieciem lipy - MNIAMMMMMM

    Buziaki dla Was wielkie

    OdpowiedzUsuń
  16. *Granato
    jeszcze troszeczkę:D
    jeszcze odrobinkę:D
    ...................................

    o... surówkę przetestuję, bo już się doczekać nie mogę lipobrania, a rosną przy chałupie dwie olbrzymie, piękne lipy starowinki:D
    :***
    hehehe na lipiec mamy jeszcze wolne miejsca, a na sierpień to już pustki, więc;) ino wojaków już od lipca nie będzie:(

    OdpowiedzUsuń
  17. Ech.. rozpuszcza Cię ta kobieta .. A z tym wojskiem, pomijając że upierdliwie, to w sumie ciekawie macie - możecie np. pobawić się partyzantów :)

    OdpowiedzUsuń