I znów przejadam smutek. Z rozkoszą zatapiam zęby w miękkim pączku, wysysam dżem po czym powoli zbieram językiem słodki lukier z kącików ust. Masturbuję się smakiem, pieszczę słodkością, dopijam winem. Obok z talerza kusi kolorami i wonią puszyste, ciastkowe niebo. Długaśny eklerek z bitą śmietaną spogląda na mnie pożądliwie i szepce z francuska „zjedz mnie”. Jeszcze nie skończyłem, a już myślę czym będę pocieszać się dalej… przeglądam w pamięci zawartość lodówki. Wertuje wszystkie kuchenne szafki i szuflady. Szukam jak szczur. Skrzętnie jednak omijam lustro, by nie przestraszyć się odbicia, które ostatnio nabrało nieco krągłości. Nie żebym popadał w panikę… o nie…
Nad ranem pokusiłem się o wypiek według Sydoniowego przepisu ( tego kruchego ciasta, co to się do śliwek nie nadaje, a do jabłek jest idealne), oczywiście nieco go ulepszając ;P. Smakuje wybornie, a w połączeniu z gorącą kawą to niemalże stan nirwany. Sama Sydonia wyszeptała w uniesieniu, z pełnymi ustami… -mistrzostwo! No cóż, niektórzy są dobrzy w seksie, inni w kuchni ;P
Oto efekty :) |
moje kubki smakowe wariują od samego widoku :)
OdpowiedzUsuńapetyczna ta szarlotka, hmmmmmmmmm
OdpowiedzUsuńNorbercie!!!! Jakie to seksualne!!!! Jeszcze raz to przeczytam i będę musiała się wytarzać we własnoręcznie upieczonym torcie...
OdpowiedzUsuńZaśliniłem klawiaturę ;DDD
OdpowiedzUsuń(westchnienie na samo wspomnienie)
OdpowiedzUsuńoczywiście nie został już ani okruszek.. teraz przyjdzie mi znów się zbuntować i orzec, że już nic więcej nie ugniatam w tym tygodniu, by N. sam wziął się za pieczenie słodkości:D
A o krągłości i takie tam się nie martw, przypominam, że jest w planach kolejna przyczepa drewna (do porąbania) oraz skończyły się zapasy masła i cukru:PPP
Mieszkałbym bliżej, to z rozkoszą bym to drewno ciachnął ;DDD
OdpowiedzUsuńA może podrzucicie do mnie ;>
Jezu, że też pieczenie się przy mnie nie odbywało:( Chociaż nie ta szarlotka z przypalonym białkiem na ciepło była naprawdę niezła:)
OdpowiedzUsuńSię odchudzam, ale zawsze nim zacznę, muszę sobie dobrze podjeść, bo na głodno mi nie wychodzi. Tak że Cię rozumiem. Ale martwią mnie te Twoje smutkowe stany przewlekłe.
OdpowiedzUsuńCzekoladko… :)
OdpowiedzUsuńNeilii… dziś naszło mnie na babkę cytrynową :) właśnie rumieni się w piekarniku:), a ja już nie mogę się doczekać ;D
OdpowiedzUsuńCzarniutka… chciałbym zobaczyć jak tarzasz się w tym czekoladowym torcie ;) no szkoda żeś tak daleko :( smutno i z tęsknoty znów na wypieki mnie wzięło :) i jak pisałaś dziś wieczorem odbędzie się czarowanie, zaklinanie ;D
OdpowiedzUsuńHds… Są trzy rzeczy, którymi się nie dzielę:
OdpowiedzUsuń- koszeniem
- rąbaniem drzewa
I trzecia niech pozostanie tajemnicą ;P
Sydoniu… Od dziś, to znaczy od jutra po północy przechodzę na dietę. Serio, serio… posiadam silną wolę i nie zawaham się jej użyć ;P. Kończę też z alkoholem i słodkościami! Matko! To właściwie niepozostanie mi już nic, co cieszy :D
OdpowiedzUsuń*Gooosieńko*… Na smutne stany przewlekłe dobrze robi odrobina alkoholu skonsumowana wieczorową porą przy trzaskającym drewnie. Niestety ostatnio we mnie alkohol wzmaga tę smutność i wprowadza w głębsze szarości… ale spokojnie przeminie… jak wszystko :)
OdpowiedzUsuńNorbercie nie martw się, jakby co będziemy cię wspierać :)
OdpowiedzUsuńvi.
Smutkostan jest mi znany :( i wtedy nawet słodkości nie pomagają, bo głupie sumienie się buntuje. Ciacho smakowite, aż na sam widok ślinka cieknie.
OdpowiedzUsuńHm? A mnie sie jakoś seks z dobrą kuchnią kojarzy....:D
OdpowiedzUsuńAlbo odwrotnie:)
OdpowiedzUsuńVi... To dobrze :)... dziękuję :*
OdpowiedzUsuńdarias... Ja tam uczę się współegzystować ze smutkiem, bo skoro nie mogę z nim wygrać to już lepiej go oswoić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jaskółeczko... jakoś tak :)))
OdpowiedzUsuń