niedziela, 28 listopada 2010

Strachy...



      Jako dziecko bałem się nadchodzących nocy. Wiedziałem, że gdy tylko miasto spowije mrok a domownicy utoną w ramionach Morfeusza, nadejdą strachy. Wypełzną z ciemnych zakamarków, szczelin podłogi, szuflad i starej skrzyni. Pierwszą czynnością po zgaszeniu  przez mamę światła, było szczelne opatulenie się, i odbywało się w następujący sposób. Podkładało się brzeg kołdry pod prawy bok, potem pod lewy…następnie podrzucając kołdrę zawijało się w powietrzu jej górną część pod nogi. Było to, tak zwane przeze mnie, spanie na mumię. Nie wystawało nic prócz nosa, co dawało mi to miarowe poczucie bezpieczeństwa. Nie wiem dlaczego, ale do wieku lat siedmiu budziłem się między 2:00  a 3:00 w nocy. Właściwie budziły mnie szepty i dziwne drapania. Pierwsze spojrzenie padało na oświetloną  nikłą poświatą ulicznej lampy szafę, której drzwiczki wiecznie były uchylone, a przecież przed położeniem się sprawdzałem….zamykałem. Dalsze spanie nie byłoby możliwe bez zamknięcia drzwiczek…zawsze uważałem, że szafa jest bramą do innych światów, windą do królestwa sennych koszmarów, że w jej ciemnym wnętrzu, za porozwieszanymi ciuchami kryją się przerażcze, które karmią się naszymi lękami, a w kieszeniach kurtek gnieżdżą się małe wyjątkowo  podłe wyjce. Fale panicznego strachu zalewały mnie, gdy spuszczałem nogi z łóżka. Zaciskałem z całej siły powieki i zagryzałem wargi. kiedy stopy dotykały zimnej posadzki. Obawiałem się, że coś chwyci mnie za kostki i wciągnie pod łóżko, albo ugryzie w piętę. Łóżko miałem piękne, z drewnianymi bokami, na solidnych nóżkach i dużą  przestrzenią pod spodem. Serce łomotało w piersiach przy każdym kroku mocniej i mocniej, gdy zbliżałem się do szafy. Trzepotało jak  uwięziony na strychu motyl, kiedy opuszkami palców dotykałem zimnego klucza. Wciągałem powietrze głęboko w płuca, wstrzymywałem oddech  i szybkim ruchem zamykałem wrota i przekręcałem zamek, po czym pędem biegłem z powrotem do ciepłej pościeli, bezpiecznego azylu. Pewnej nocy zdarzyło się coś jeszcze. Jak zwykle obudziłem się nad ranem. W pokoju panował straszliwy ziąb, choć za oknem królowała letnia noc. Mój niepokój wzbudziła dziwnie poruszająca się zasłona. Falowała, choć nie było wiatru,  odniosłem wrażenie, że coś się za nią przesuwa.. Bałam się jak cholera, ale byłem z  tych dzieci co zakrywają dłońmi oczy i ukradkiem podglądają przez szpary między palcami. Ciężka zasłona opadła, zesztywniała, po czym  wyłonił się zza niej cień wysoki i chudy zmierzający w moim kierunku. Zamarłem. Nie byłem w stanie ruszać się …krzyczeć. Dziwna, rozmyta postać zbliżyła się do łóżka od strony nóg. Pokój wypełnił się zapachem przegniłych szmat i wilgotnej ziemi. Przystanęła. Wpatrywała się we mnie przez dłuższą chwilę a następnie rozmyła się jak dym z papierosa. Ta noc była początkiem Nowego, ale o tym kiedy indziej. Nie spałem do rana. Kiedy opowiedziałem o tym wydarzeniu mamie przy śniadaniu, spojrzała na mnie z przestrachem i pogrążyła się w zamyśleniu. Nie powiedziała nic, ale wiedziałem, że zbliża się czas poważnych rozmów Przez wiele późniejszych lat nie gasiłem światła. Do dziś jeszcze zdarzają się noce, gdy zasypiam przy zapalonej lampce…gdy wyczuwam, że się zbliżają.


6 komentarzy:

  1. Widzę, że mamy podobne, hmm, doświadczenia...
    Pisałam już o tym. Ja budze się zawsze w okolicach 4, albo np. o 4.44, 2.22, 1.11...prawie zwsze cyfry na wyświetlaczu budzika tak się układają, nawet nie muszę na niego patrzeć, po prostu wiem. Jako dziewczynak miałąm w pokoju starą serwantkę, w której trzymałam zabawki, zasłaniałam ją zawsze kocem bo coś w jej wnętrzu co noc się ruszało i jak pztrzyłam na nią, widziałąm dziwne cienie w szybkach...Spałam zawsze przytulona do ściany, owinięta szczelnie kołdrą...moja córka nienewidzi nocy, przeżywa to samo co ja, a ja nie potrafię jej pomóc...To dzieje się niezależnie od miejsca, w którym śpię, moje demony zawsze są ze mną, blisko, tylko one mnie nie opuszczaja, są wierne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nocne strachy... też mnie nawiedzały, bałam się nocy. Tak do siódmego roku życia nie miałam swojego pokoju, spałam u rodziców, dopiero później, gdy moje siostry się wyprowadziły dostałam swój pokój i zaczęły się strachy, budzenie w nocy... Gdy chodziłam do liceum, czasem nocą miałam wrażenie, jakby ktoś stał za moimi plecami i mnie obserwował, więc od tamtej pory zamykam drzwi do pokoju nocą i nie potrafię zasnąć, gdy jestem sama, a nie mam ograniczonej przestrzeni zamkniętymi drzwiami.
    Od pewnego czasu, a raczej od pewnego przykrego wydarzenia przestałam bać się nocy, bać się strachów moich nocnych, bo wiem, że jeśli z jakiejś strony ma spotkać mnie coś złego, to grozi mi to ze strony żywych. Co nie zmienia faktu, że przy otwartych drzwiach w ogóle nie położę się do łóżka.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. porozmawiaj z nią, jeśli jeszcze raz się zjawi.. oni przychodzą, jak mają coś ważnego do powiedzenia. ja ich spotykam na razie tylko w snach. ale może masz dar, by do nich mówić..
    [ja chyba wiem, dlaczego to się kończy w wieku lat 7, napiszę Ci o tym później]
    pozdrawiam zimowo:)

    OdpowiedzUsuń
  4. madmargot, z tymi cyframi to naprawdę niezwykłe... hmmm… zastanawiające :-)
    a jeśli chodzi o demony...cóż, każdego z nas jakieś nękają, te mniej i te bardziej racjonalne:-)
    Miłego, spokojnego wieczoru

    Czekoladko, niewątpliwie to prawda: należy obawiać się tych , to oni mogą nas tak naprawdę skrzywdzić. Są jednak byty bardzo nam nieprzychylne i wrogie, również zdolne wyrządzić nam żywym krzywdę...ale o tym może innym razem:-)
    Miałem to szczęście posiadani własnego pokoju, ale strasznie go nie lubiłem. Z czasem zamieszkałem w innym, takim który pokochałem i przez długie lata spędzałem w nim każdą wolną chwilkę. Był niezwykły i czułem się w nim naprawdę bezpiecznie, a to ważne.
    Ja z zasady sypiam tylko przy zamkniętych drzwiach,przestrzeni… bez wyjątku:-) ale nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałem…
    Pozdrawiam cieplutko :-)

    kijwmrowisku, zjawiają się bardzo często, o tym napiszę w dalszej części strachów. Ja chyba też wiem, dlaczego większość z nas traci pewne zdolności w wieku między 7 - 10 lat. Mówi się, że to przez racjonalność, która zaczyna kierować nami:-)...szkoda, bo bardzo często to sami rodzice zabijają te zdolności w dziecku, kiedy opowiada o postaciach, zwierzętach czy cieniach, które widzi. Mówią: to twoja wyobraźnia… tam nic, nikogo nie ma...żeby nie zmyślały. Mimo wszystko u niektórych to pozostaje :-).

    Pozdrawiam z bezśnieżnego, ale szczypiącego mrozem Szczecina :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jakoś właśnie miałam napisać czego się bałam, ale tak się przestraszyłam, że nie napiszę. Pozdrawiam....w Pozku śnieżyca;)

    OdpowiedzUsuń
  6. tak, no właśnie dorośli.. i tylko mówią dzieciom, że kłamią, że nic takiego nie widać etc... ech. u niektórych pozostaje, do innych przychodzi na nowo.. i dobrze:]

    OdpowiedzUsuń