Wracając ze starego lasu i chlupocząc trampkami po wilgotnym bruku przeczuwałem, że stało się coś niedobrego. Ostatnie sny i dziwny niepokój pod sercem szeptały najgorsze. Po wejściu napaliłem pod kuchnią, rozwiesiłem przemoczone ciuchy i jak co wieczór nakręciłem zegarek. Kieliszek wiśniowej nalewki rozlał się ciepłem po żołądku, a pykający lekko na ogniu sos grzybowy wypełniał cudnym aromatem każdy domowy zakątek. W połowie schodów na piętro usłyszałem dzwonek telefonu, co zdziwiło mnie, bo ostatnio brakuje tu i w okolicy zasięgu. Wyciągnąłem z szafy suchą bieliznę, położyłem na łóżku i podszedłem odebrać. Rozedrgany płaczem głos z drugiej strony słuchawki opowiadał mi straszne rzeczy: o wyłowionym dzień wcześniej z rzeki topielcu, który leżał w wodzie wiele dób. Po ustaleniach policji i rozpoznaniu przez najbliższych okazało się, że to Leszek - mój przyjaciel. Przez dłuższy czas nie docierała do mnie wiadomość o tragedii. Siedziałem gapiąc się tępo w spękaną ścianę.
Oprócz nieopisanego smutku i palącego żalu męczy mnie wciąż jakiś rodzaj wewnętrznego rozdrażnienia, pretensji do losu, że zabrał bliską mi osobę tak nieoczekiwanie, bez szansy na pożegnanie. Dręczą mnie też pytania jak? Kiedy? I dlaczego do tego doszło… choć w tej chwili nie ma to największego znaczenia. Moje myśli wciąż krążą wokół Lesia, a fragmenty obrazów zapisane w pamięci układają się w kształt jego ogorzałej słońcem twarzy… zawsze uśmiechniętej. Przepełnione spokojem, mądrością życia i pokorą szafirowe oczy… lśniące radością życia. Był osobą jak na te czasy niezwykłą, cieszył się tym co ma, a zbytkiem dzielił. Zawsze skory do żartów i niesienia pomocy. Kochany człowiek i piękna dusza. Nawet teraz kiedy o nim piszę, ciepło wypełnia mi piersi. Uśmiecham się do niego choć oczy ociekają łzami.
Jakby było mało bólu i rozpaczy Śmierć zabrała wczorajszej nocy mojego dziadka.
Przepraszam, że nie odpiszę na Wasze komentarze, ale teraz jestem kompletnie rozbity.
.
jeśli to cvoś dla Ciebie znaczy - jestem przy Tobie
OdpowiedzUsuńMy się praktycznie nie znamy, ale łączę się w bólu...
OdpowiedzUsuń....
OdpowiedzUsuń...
OdpowiedzUsuńpokój ich duszom
...
a ja myślami obok...
Ominę treść, bo pocieszycielką nie jestem dobrą, z resztą, nie ukrywajmy - pocieszenia osób anonimowych spływają jak po kaczce po osobie pocieszanej i najnormalniej w świecie nie mają sensu.
OdpowiedzUsuńNapiszę jako bloggerka, komentująca blog, choć to może jest trochę bezduszne
- piszesz lekko i składnie. Nie przedłużasz i nie nudzisz.
Będę tu zaglądać.
Pozbierasz się, choć echo zdarzeń będzie brzmiało długo, a strata będzie wionęła pustką jak dziąsło po wyrwanym zębie.
Śmierć tańczy z Życiem namiętne tango.
Nie oczekuję byś odpowiadał na komentarze bo nie masz najmniejszego obowiązku tego robić. Najistotniejsze, że sposób w jaki utrwaliłeś swoje doświadczenia porusza serce i zmusza do refleksji. Bo każdy z nas obraca się, w tym kręgu zdarzeń po których co jakiś czas oczy napełniają się łzami. Niekoniecznie szczęścia...
OdpowiedzUsuńsmierc- kres naszego istnienia
OdpowiedzUsuńjakze bolesne jest zegnac ludzi ktorych sie kocha i kroczyc dalej w zycie bez nich
byc moze powstala pustke wypelni nowo napotkany czlowiek
byc moze pustke wypelnia wspomnienia, zapachy, minione obrazy, uczucia...
pewnie u kazdego z nas jest inaczej, kazdy z nas ma swoje radzenie sobie ze strata
wyplacz wszystkie lzy a potem rozejrzyj sie i zobacz ludzi ktorzy nadal sa przy tobie
Przytulam.
OdpowiedzUsuń