Rano zaciągnąłem się ciężkim, ołowianym powietrzem. Warkot samochodów, gwar spieszących się gdzieś ludzi, stukot tramwajów, zawodzenie szyn, duchota i nieznośne ciepło unoszące z betonowych ścian skutecznie wprowadziły mnie w podły nastrój. I pomyśleć, że kiedyś mi to nie przeszkadzało, było miłym pomrukiem metropolii, melodią przy której budziłem się i zasypiałem. I byłem tu szczęśliwy, ale… też zawsze rozdarty pomiędzy miastem a wsią, ceglanym murkiem, a drewnianym płotem po którym pięły się nasturcje. Dziś miasto mnie zabija, wysysa resztki radości, dusi, przygniata szarością i miażdży zębami blokowisk. Przeraża chmarą zobojętnianych, wykrzywionych twarzy. Przemykając ulicami, zdążyłem odwiedzić zaprzyjaźnionego fryzjera, lekarza, właściwie dwóch. Pogłaskać zdyszanego psa, uśmiechnąć się do starszej pani sprzedającej bukiety polnych kwiatów, puścić oko do manekina podglądającego mnie z wystawy. Porozkoszować się zapachem rozgrzanego asfaltu, który tak bardzo lubię, bo przypomina jak lata temu kładłem się późną, letnią nocą na ulicy i spoglądałem w rozgwieżdżone niebo, zalewane czarnymi chmurami, wypluwanymi z migoczących, pobliskich kominów. Przeprawa przez miasto umęczyła mnie, a to dopiero początek. W domu wszystko zaległe kurzem, parapety porośnięte pajęczynami w których zastygły mizerne, owadzie okruchy. Nad sufitem rozwieszona cisza. I smutek…nieopisany smutek... pociesza jedynie myśl, że nocą znów uciekam do Bezduszna. Wpadłem na chwilę i nie chcę... nie chcę tu wracać, ni duchem, ni sercem, ni ciałem.
.
:*
OdpowiedzUsuńi kto by pomyślał, że mam tak samo :DDDD
OdpowiedzUsuńto brzmi jak środek tygodnia.
OdpowiedzUsuńprzeprawa przez miasto, szum, hałas, dużo wszystkiego.
ja wracam z miasta w okolicę spokojną, zieloną
mogę odetchnąć
chociaż nawet ta zielona przystań czasem mnie przytępia, nuży i irytuje.
spokój w nadmiarze jest ogłupiający.