sobota, 28 lipca 2012

Jezioro łabędzie...



      Zaopatrzony w dzbanek schłodzonej mieszanki imbirowego soku z cytryną i miętą, wybrałem się wczoraj na strych, by uporządkować pozostałe jeszcze po śmierci babci Kasi przedmioty. Muszę bez bicia przyznać się, że bardzo lubię grzebać w starociach i wynajdywać różne skarby, no cóż, każdemu z nas zostaje coś z dziecka. Przemierzając półmroki dotarłem do okienka, w którym wypełniono puste miejsca po szybach płytą pilśniową, a ramy zabito na stałe gwoździami. Po kilkuminutowej szarpaninie i dłubaninie kombinerkami udało mi się pozbyć zardzewiałych uchwytów. Smuga światła gwałtownie przecięła powietrze, przepełnione drobniutkimi pyłkami kurzu. Wiele radości sprawiły kartony wypełnione pożółkłymi książkami. Metalowe pudełko kryjące w swoim wnętrzu kolorowe, szklane paciorki, guziki, spinki do mankietów, broszki, błyskotki i inne barwne cudeńka. Pudła, jak przystało na krawcową, wypełnione po brzegi wzorzystymi gałgankami, połyskującymi złotą i srebrną nicią apaszkami, ścinkami, niemodnymi już kołnierzami. Zaciekawiony zawartością wielkich, papierowych worków, leżących w mrocznym kącie po drugiej stronie strychu, wolnym krokiem i niemal na palcach omijałem popękane deski podłogi. Jak tylko udało mi się dotrzeć na miejsce koło uszu rozbrzmiało delikatne bzyczenie i coś trąciło mnie łagodnie w okolicy szyi… trąciło raz jeszcze, a po chwili poczułem bolesne ukłucie w ramię. Krzyknąwszy i podskoczywszy akuratnie rozerwałem worek uwalniając z wnętrza pieczołowicie zbierane latami - niespodzianka… pierze!!!. Biały puch wzbił się po samiuśki dach, wypełniając wnętrze przyklejał się do mojej spoconej skóry zmierzając, wraz z cyrkulacją, ku lufcikowi. Bzyczenie nasiliło się. Uniosłem głowę i zamarłem, na belce tuż nade mną wisiało przecudne, okrągłe gniazdo dzikich os. Nie myśląc długo postanowiłem szybcikiem opuścić ich samozwańcze królestwo. Zachowując spokój obróciłem się i powolutku skierowałem w stronę schodów. Nie było jednak wybacz, zdenerwowane wcześniejszym poruszeniem pasiaki ruszyły na mnie zbrojąc się w żądła. „Kyrie eleison” wyszeptałem pobladłymi wargami i rzuciłem się do ucieczki, parskając i wypluwając nawdychane pióra. Nogi zdawały się być szybsze od reszty ciała, które to żądlone wachlowało nerwowo witkami. Machanie najwyraźniej doszczętnie rozwścieczyło owady, bo nagle jakby zrobiło się ich więcej. Natężone bzykanie wzbudzało respekt i podsycało strach. Niczym górska kozica hycałem schodami w dół na piętro, potem na parter i w końcu zrywając z siebie podkoszulek na ganek. Małe, żółte bestie nie dawały za wygraną. Sunęły za mną chmarą. Żar lejący się z nieba otulił swym gorącem piekące niemiłosiernie ciało, a ja biegłem… niemal przelatywałem oślepiony słońcem, nad trawą, i trzepocąc rękoma jak ptak gubiłem upierzenie. Wyśpiewując falsetem cały słownik przekleństw wbiegłem w wysokie pokrzywy słysząc za sobą głos przyjaciółki przerywany opętańczym chichotem:
- Trenujesz przed odlotem kochany? To za wcześnie… za wcześnie…
Wściekły, ale i rozbawiony rzuciłem:
- Nie Kuźwa, robię za babie lato!
- do wody leć.. do wody!... łabędziu zdziczały!
Parząc sobie nogi, łzawiąc i krzycząc skierowałem się w stronę starej mosiężnej wanny, schowanej w cieniu mirabelki. Mętna, pokryta osypanymi liśćmi i grubym kożuchem rzęsy woda wydawała się chłodnym zbawieniem. Odwróciwszy się nabrałem powietrza i odchylając desperacko zanurzyłem się w cieczy. Ciepła, zdradliwa pomyja kryła w sobie najeżone opadłymi gałęziami dno i drapiąc grubymi, drewnianymi paluchami raniła skórę. Zamoczony, z nogami rozrzuconymi po bokach, ślizgając się i wpadając na powrót próbowałem wygramolić się z tego madejowego łoża. Wtedy łaskawie z pomocą przybyła rozanielona Sydonia, wyciągając dłoń, bym mógł się jej uchwycić. Gdy dobyłem ku niej rękę, oblepioną rzęsą, liśćmi i resztkami pierzy w mig pojąłem całą istotę Sydoniowej wesołości. 

Połowę nocy spędziłem na okładaniu i smarowaniu pokąsanych miejsc na przemian octem i Fenistilem, a zadrapania odkażałem spirytusem, oczywiście stosowanym wewnętrznie, w postaci nalewki… ale nic to! Jutro wybieram się na strych ponownie, uzbrojony w dymiarkę, Sydonię i czarny worek. Trzymajcie kciuki ;)

.

23 komentarze:

  1. hehe co za przygoda, uśmiałem się tu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dobrze, jak wiadomo śmiech to samo zdrowie :)

      Usuń
  2. hahaha - jak się uzbroisz w SYDONIĘ, to na pewno dasz radę :D:D
    A tak na serio, to aż mnie kuło i drapało jak czytałam, łącząc się w modnym ostatnio bUlu ... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana nie było aż tak źle, zaledwie kilka pokłóć. Popiekło, poszczypało, popuchło i po krzyku :) Szkoda tylko, że to nie pszczele użądlenia, bo lecznicze mają działanie jak wiadomo:)

      Usuń
  3. Takie cudeńka to tylko w lesie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mieście też się cuda zdarzają :P I to jeszcze jakie! :D

      Usuń
    2. Tak wiem, na przykład ja ;)))

      Usuń
    3. O właśnie… właśnie czytasz mi w myślach :*

      Usuń
  4. A - a następnym razem niech Sydonia panoramuje takie rarytaśne sytuacje, obejrzymy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Marzy mi się sesja fotograficzna w pierzu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga, mówisz i masz. Dla mnie to żaden problem :D

      Usuń
  6. Szkoda, że tego nie widziałem na własne gały ;)))
    Dzisiaj parę os na mnie siadło z zaciekawieniem, ale po zaspokojeniu ciekawości poleciały sobie dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstęp na balet w Bezduszu biletowany. W sprawie występów gościnnych proszę kontaktować się z moim managerem ;)

      Co do os, nic się nie martw zbadały teren i wrócą z koleżankami ;)

      Usuń
  7. zobaczyć takiego łabędzia w tańcu (i osy w natarciu): bezcenne!!! :PPP

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czy bardziej Ci zazdroszczę (grzebania na strychu) czy współczuję (tu mam dylemat uciekania przed osami czy kąpieli w brei) ale i tak się uśmiałam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bąble znikną, skarby pozostaną, czyli pozazdrościć grzebania na strychu jak najbardziej ;P

      Usuń
  9. Jeśli będzie jakaś zniżka na ticket'y dla znajomych to chętnie się zjawię i obejrzę to nietuzinkowe przedstawienie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako gwiazda performance'u obiecuję, że otrzymasz 50% zniżkę, główne miejsce w loży honorowej, plus michę popcornu gratis :)). Poproszę tylko o wcześniejszą rezerwację e-mailem, bo ostatnimi czasu ciężko o wolne miejsce w Bezduszu :)

      Usuń
  10. hahaha, padłam! :D Jakoś przypomniał mi się Lesio, Chmielewskiej. Komedia :D

    OdpowiedzUsuń