Pełznie pod płachtą nocy Śmierć ślepawa. Mieni się w księżycowej poświacie przybrana czarnymi łez perłami. Spod dywanu wilgotnych liści stęchły oddech ziemi w rozedrgane nozdrza chwyta. Głową zarzuca, wietrzy, tropi. Przysiada nad kałużą najeżona trzepocącymi na wietrze łachmanami butwiejących szmat, pod którymi skrzętnie ukrywa ropiejące modlitw czyraki i sączące się bólem rany . W wiklinie jej włosów gniazdo wyjce uwiły i ciche niespełnienia. Niczym gargulec, demon drapieżny, w mętnej, gęstej wodzie, patykowate palce zanurzyła. Gnijącą twarz pod maską błota kryjąc unosi się gwałtownie. Dymem czarnym wzbija, płynąc po falach śpiącego nieba. Spogląda przez lustra szyb, nurkuje w kominach, w ciemne bramy, zakamarki ulic zagląda. Nasłuchuje… Węszy, bezustannie szuka namaszczonych pachnidłem konania.
Gdy już zakończy łowy, zmęczona w gęstą wejdzie mgłę, drogę rozjaśnią jej niczym płomyki świec, zebrane dusz latarenki.
tak namalowane słowem, że aż mnie ciary przeszły...
OdpowiedzUsuńŚmierć jest taka samotna, jak tylko może być samotny człowiek, który odchodzi...Sami się rodzimy i sami umieramy, bez zgiełku, tylo niemy krzyk rozpaczy, że jeszcze nie, że czegoś szkoda, że miłość, że piękno, że, że, że...Lecz tego żadne zaklęcie nie powstrzyma. Sami w sobie się rodzimy, sami kochamy miłością platoniczą i sami śmiercią w noc czarną, niepamięć litościwą odchdzimy...Myślę, że się nie boję tego momentu, samego przejścia, boję się tylko tego żalu za miłością, zapachami i smakami ,których już nie poczuje, której nie dane mi było zaznać...Tylko tego.
OdpowiedzUsuń