sobota, 30 października 2010

Pełznie pod płachtą nocy...

     

      Pełznie pod płachtą nocy Śmierć ślepawa. Mieni się w księżycowej poświacie przybrana czarnymi łez perłami. Spod dywanu wilgotnych liści stęchły oddech ziemi w rozedrgane nozdrza chwyta. Głową zarzuca, wietrzy, tropi. Przysiada nad kałużą najeżona trzepocącymi na wietrze łachmanami butwiejących szmat, pod którymi skrzętnie ukrywa ropiejące modlitw czyraki i sączące się bólem rany . W wiklinie jej włosów gniazdo wyjce uwiły i ciche niespełnienia. Niczym gargulec, demon drapieżny, w mętnej, gęstej wodzie, patykowate palce zanurzyła. Gnijącą twarz pod maską błota kryjąc unosi się gwałtownie. Dymem czarnym wzbija, płynąc po falach śpiącego nieba. Spogląda przez lustra szyb, nurkuje w kominach, w ciemne bramy, zakamarki ulic zagląda. Nasłuchuje… Węszy, bezustannie szuka namaszczonych pachnidłem konania.
Gdy już zakończy łowy, zmęczona w gęstą wejdzie mgłę, drogę rozjaśnią jej niczym płomyki świec, zebrane dusz latarenki.


2 komentarze:

  1. tak namalowane słowem, że aż mnie ciary przeszły...

    OdpowiedzUsuń
  2. Śmierć jest taka samotna, jak tylko może być samotny człowiek, który odchodzi...Sami się rodzimy i sami umieramy, bez zgiełku, tylo niemy krzyk rozpaczy, że jeszcze nie, że czegoś szkoda, że miłość, że piękno, że, że, że...Lecz tego żadne zaklęcie nie powstrzyma. Sami w sobie się rodzimy, sami kochamy miłością platoniczą i sami śmiercią w noc czarną, niepamięć litościwą odchdzimy...Myślę, że się nie boję tego momentu, samego przejścia, boję się tylko tego żalu za miłością, zapachami i smakami ,których już nie poczuje, której nie dane mi było zaznać...Tylko tego.

    OdpowiedzUsuń