Niegdyś podczas kąpieli uwielbiałem zanurzać twarz pod wodę. Stara, mosiężna wanna z uszczerbioną na krawędzi emalią była na tyle duża, że kładło się na dnie z wyprostowanymi nogami. Biorąc głęboki wdech zanurzałem się pozwalając, by głowa lekko opadła na dno. Oczarowany mieniącymi się na powiekach smugami światła przedzierającymi się przez powstałe na powierzchni zmarszczki, wsłuchiwałem się w bicie serca i inne zniekształcone, przytłumione dźwięki. Leżałem w tym magicznym podwodnym świecie tak długo, jak długo mogłem, zapominając czasem o wynurzeniu się i zaczerpnięciu powietrza. Nieraz otwierałem oczy i unosząc wyciągnięty palec tuż pod wodną taflę, tańczyłem na tej płynnej granicy opuszkiem malując przecudne zawirowania, zygzaki i węże. Ostatni raz zanurzyłem twarz i otworzyłem oczy mając naście lat. Długie włosy falowały niczym wodorosty barwiąc czerwienią wcieranej w nie wcześniej wilgotnej bibuły, krwawiły wraz z pękniętym sercem ranionym pierwszą, niespełnioną miłością.
.
Dla wyjaśnienia, w czasach mojej młodości nie łatwo można było zdobyć kolorowe farby do włosów, szybkim i dobrym sposobem stało się nacieranie włosów wilgotną bibułą, a do stawiania irokeza czy innych cudów używało się wody z cukrem :)
OdpowiedzUsuńPrzypisy Autora nie mniej ważne niż sam utwór.
OdpowiedzUsuńA już chciałam drzeć szaty. ;)
Serdecznie itd...
Zaraz drapać by się chciała... niedobra Leila :)
UsuńUściski :)))
ja pamiętam ze włosy rozjaśniało się wodą utlenioną a potem nastała henna:-)
OdpowiedzUsuńw liceum miałam koleżankę, która włosy stawiała na mydło:-))
Henną robiłem za czasów młodości znajomym tatuaże, koleżanką farbowałem brwi, a jednej to nawet wygoliłem łono na kształt serca i zabarwiłem na ciemno – rudo. Był to prezent na 18 – ste urodziny ukochanego :)
UsuńNorbercie:)
OdpowiedzUsuńLaluniu :)
UsuńJa po podstawówce zafundowałam sobie "efektowne , spalone siano w kolorze jajecznicy" wysokoprocentową wodą utlenioną, wyniesioną przez zaprzyjaźnioną pielęgniarkę ze szpitala :)
OdpowiedzUsuńA - i nigdy w życiu nie zanurzyłam głowy pod wodę. Z obawy, że mogłoby mi się nalać do nosa - nie umiem pływać nawet :)
Gooosieńko nic to. W siódmej klasie podstawówki postanowiłem przefarbować się. Mateńka moja ukochana zakupiła „Rubina”- rozjaśniającą radziecką farbę do włosów. Wieczorem nałożyła mi owe cudo na głowę, otuliła folią i ręcznikiem. Gdy umyłem włosy zamarłem. Ich kolor daleki był od pożądanego. Nastroszona czupryna koloru wściekłej marchewki dosłownie straszyła. Chodziłem w niej przez kilka dni, potem ponownie założyliśmy „Rubin” i kolejny szok, tym razem włosy nabrały barwy przybliżonej do platynowego blondu. Wyglądałem jak Merlin Monroe , ojciec z matulą żartowali, że dorobią mi pieprzyka i zostanę szkolną gwiazdą. Suma sumarum skończyło się na tym, że paradowałem na fioletowo, używając starej, dobrej płukanki :))) dopóki nie zrobiłem się na czarno :)
Usuńo matko, zelektryzowalo mnie ostatnie zdanie, jakze ono w twoim stylu
OdpowiedzUsuńTo ja mam styl??? o_O
UsuńPozdrawiam :*
Też uwielbiałem nurkować w wannie, do momentu kiedy pewnego razu zapomniało mi się, że w wodzie jest już pełno mydlin.
OdpowiedzUsuńOczy szczypały mnie ze dwa dni.
A- w podstawówce zamarzyły mi się jasne pasemka. Oczywiście zrobiłem sobie. Pół nocy błagałem mamę, by nie kazała mi iść nazajutrz do szkoły:))
Pasemek nigdy nie posiadałem były zbyt frywolne ;P za to kolorów i fikuśnych fryzur nosiłem dziesiątki. W podstawówce, w czasach gdy sporadycznie zdarzał się uczeń z przekłutym jednym uchem , ja nosiłem biżuterię w obu. Ubierałem się kolorowo, dziwacznie i nie nosiłem fartuszka z tarczą nawet pod groźbą usunięcia ze szkoły. Rodzice co rusz wzywani byli na dywanik Szanownej Pani Dyrektor :)
Usuń