sobota, 25 lutego 2012

Zanurzając się...


      Niegdyś podczas kąpieli uwielbiałem zanurzać twarz pod wodę. Stara, mosiężna wanna z uszczerbioną na krawędzi emalią była na tyle duża, że kładło się na dnie z wyprostowanymi nogami. Biorąc głęboki wdech zanurzałem się pozwalając, by głowa lekko opadła na dno. Oczarowany mieniącymi się na powiekach smugami światła przedzierającymi się przez powstałe na powierzchni zmarszczki, wsłuchiwałem się w bicie serca i inne zniekształcone, przytłumione dźwięki. Leżałem w tym magicznym podwodnym świecie tak długo, jak długo mogłem, zapominając czasem o wynurzeniu się i zaczerpnięciu powietrza. Nieraz otwierałem oczy i unosząc wyciągnięty palec tuż pod wodną taflę, tańczyłem na tej płynnej granicy opuszkiem malując przecudne zawirowania, zygzaki i węże. Ostatni raz zanurzyłem twarz i otworzyłem oczy mając naście lat. Długie włosy falowały niczym wodorosty barwiąc czerwienią wcieranej w nie wcześniej wilgotnej bibuły, krwawiły wraz z pękniętym sercem ranionym pierwszą, niespełnioną miłością.


13 komentarzy:

  1. Dla wyjaśnienia, w czasach mojej młodości nie łatwo można było zdobyć kolorowe farby do włosów, szybkim i dobrym sposobem stało się nacieranie włosów wilgotną bibułą, a do stawiania irokeza czy innych cudów używało się wody z cukrem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypisy Autora nie mniej ważne niż sam utwór.
    A już chciałam drzeć szaty. ;)

    Serdecznie itd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz drapać by się chciała... niedobra Leila :)

      Uściski :)))

      Usuń
  3. ja pamiętam ze włosy rozjaśniało się wodą utlenioną a potem nastała henna:-)
    w liceum miałam koleżankę, która włosy stawiała na mydło:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Henną robiłem za czasów młodości znajomym tatuaże, koleżanką farbowałem brwi, a jednej to nawet wygoliłem łono na kształt serca i zabarwiłem na ciemno – rudo. Był to prezent na 18 – ste urodziny ukochanego :)

      Usuń
  4. Ja po podstawówce zafundowałam sobie "efektowne , spalone siano w kolorze jajecznicy" wysokoprocentową wodą utlenioną, wyniesioną przez zaprzyjaźnioną pielęgniarkę ze szpitala :)
    A - i nigdy w życiu nie zanurzyłam głowy pod wodę. Z obawy, że mogłoby mi się nalać do nosa - nie umiem pływać nawet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gooosieńko nic to. W siódmej klasie podstawówki postanowiłem przefarbować się. Mateńka moja ukochana zakupiła „Rubina”- rozjaśniającą radziecką farbę do włosów. Wieczorem nałożyła mi owe cudo na głowę, otuliła folią i ręcznikiem. Gdy umyłem włosy zamarłem. Ich kolor daleki był od pożądanego. Nastroszona czupryna koloru wściekłej marchewki dosłownie straszyła. Chodziłem w niej przez kilka dni, potem ponownie założyliśmy „Rubin” i kolejny szok, tym razem włosy nabrały barwy przybliżonej do platynowego blondu. Wyglądałem jak Merlin Monroe , ojciec z matulą żartowali, że dorobią mi pieprzyka i zostanę szkolną gwiazdą. Suma sumarum skończyło się na tym, że paradowałem na fioletowo, używając starej, dobrej płukanki :))) dopóki nie zrobiłem się na czarno :)

      Usuń
  5. o matko, zelektryzowalo mnie ostatnie zdanie, jakze ono w twoim stylu

    OdpowiedzUsuń
  6. Też uwielbiałem nurkować w wannie, do momentu kiedy pewnego razu zapomniało mi się, że w wodzie jest już pełno mydlin.
    Oczy szczypały mnie ze dwa dni.
    A- w podstawówce zamarzyły mi się jasne pasemka. Oczywiście zrobiłem sobie. Pół nocy błagałem mamę, by nie kazała mi iść nazajutrz do szkoły:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasemek nigdy nie posiadałem były zbyt frywolne ;P za to kolorów i fikuśnych fryzur nosiłem dziesiątki. W podstawówce, w czasach gdy sporadycznie zdarzał się uczeń z przekłutym jednym uchem , ja nosiłem biżuterię w obu. Ubierałem się kolorowo, dziwacznie i nie nosiłem fartuszka z tarczą nawet pod groźbą usunięcia ze szkoły. Rodzice co rusz wzywani byli na dywanik Szanownej Pani Dyrektor :)

      Usuń