Niegdyś wpisywałem siebie w grube bruliony. Przelewałem na kartki najczulsze, najbardziej skrywane nuty zawieszone na magicznej pięciolinii mej duszy. Kiedyś malowałem sercem zbierając kolory palcem z tęczy uczuć, więcej się śmiałem, tańczyłem… i kochałem życie jak wariat…. witając uśmiechem nowy dzień. Spijałem każdą minutę niczym najsłodszy nektar. Niestety w pewnym jakże smutnym rozdziale pod wpływem impulsu wszystkie zapiski, wiersze, obrazy i zdjęcia zlizały z pamięci języki ognia, a ja sam wpadłem w czarną wirującą topiel. Gdy odbiłem się od dna i wdrapałem na brzeg obiecałem sobie nie wracać do tego wszystkiego i przyznam szczerze przez wiele lat trzymałem „ swoje ja” w ryzach, zagryzając zęby i udając, że tak naprawdę nie dzieje się nic. Ale nie można wyzbyć się siebie, wyrwać z piersi silnej potrzeby wyrażania. Nie mam w sobie aż tyle sił. Nie mam w sobie też aż tyle pesymizmu, by z walizką czekać na śmierć… tę najgorszą i najstraszniejszą z możliwych - śmierć duszy. Mija właśnie rok od pierwszego wpisu… czas leci nie ubłagalnie, a ja odnoszę wrażenie jakbym stał w miejscu, tylko odbicie w lustrze nakreśla drobnymi znakami pamięć o przemijaniu. Szydzi chochlikiem schowanym za błyskiem w oku. Blog powstał z myślą o pozostawieniu śladu… elektronicznego zapisu snów, przemyśleń, bolączek, samotności, lęków, pragnień, tęsknot i wspomnień. Takiej małej niteczki w ogromnej pajęczynie przeplatających się ze sobą przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nie ma w nim przesady ani naciągania… jedynie zapisane fragmenty mojego życia i mnie. Powstał też po części z myślą o najbliższych, którym nie pozostałoby po mnie nic, a raczej niewiele. Przyznam, że przez ten rok nie raz chciałem zaprzestać pisania, ale zawsze wówczas nachodziła mnie myśl, że być może gdzieś tam jest taki ktoś, kto skrycie czytuje mnie…. i czuje podobnie jak ja. Że być może te moje słowa mają moc czarowania i zaklinania. Zmieniania na lepsze… być może.
No i żeby odrobinkę przecedzić smutek dzisiejszego wpisu, dodać koloru i smaku. Norbert na obiad robił dziś chłodniczek, i przy nieziemskiej, lawendowej woni rozsmakowywał się wśród łąk kwiecistych...
Miłego dnia Wszystkim życzę :)
Chłooodnik! Mniam :) oh i lawenda! :)))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że piszesz, dzielisz się tu swoimi myślami. Bardzo dobrze, że tu trafiłam, bo dzięki temu wrócił mi dystans tam, gdzie go straciłam, a potrzebowałam, poskładało mi się to i owo w mej głowie, bo po prostu Twoje przemyślenia spowodowały moje przemyślenia :)
Pozdrawiam ciepło :)))
....ehhh....
OdpowiedzUsuń...lubię tu być...
Norbert... chyba mi zabrakło słów...
OdpowiedzUsuńBądź Tutaj i Wszędzie. Z każdym swoim smutkiem, z każdą radością...
I czaruj, czaruj!
:) Najpierw wątróbka z duszonymi jabłkami, teraz chłodnik... ehh
OdpowiedzUsuńvi.
Ja Ciebie całkiem jawnie podczytuję. Na dodatek cieszy mnie widok każdego nowego wpisu jeszcze zanim go przeczytam, bo wiem, e zwykle dostanę ucztę słów:)
OdpowiedzUsuńWiem też, że nie jestem jedyną osobą czekającą na Twoje wpisy, więc proszę nam fundować następne takie roczki :)
śmierć duszy za życia to chyba najgorsza ze śmierci. dobrze, że jej uniknąłeś, bo bez duszy żyje się...hm...chyba bezdusznie ;-)
OdpowiedzUsuńprzypomniało mi się, że kiedyś też spaliłam jeden ze swoich zeszytów, ale inne ocalały, choć wolę do nich nie zaglądać. ważniejsze rzeczy dzieją się teraz :)
hmm, zacznę od końca, choć może tak nie wypada, ale trudno - nigdy nie jadłem chłodnika, ale wygląda apetycznie :P
OdpowiedzUsuńa wracając do początku, blogowanie to fajna sprawa, mi daje dużą przyjemność, własne miejsce, gdzie sami ustalamy reguły, umieszczamy to na co mamy ochotę, dajemy poznawać się innym i odnajdujemy podobne dusze, z którymi raźniej iść przez ten świat :) zatem gratuluję tego roku i życzę kolejnych :)
Czekoladko… Ja też się cieszę, że nasze drogi się splątały, że mogliśmy się spotkać, pobyć ze sobą, wymienić spojrzenia, uśmiechy… porozmawiać i pomilczeć podczas spacerów:)
OdpowiedzUsuńCzarna Lolu… Zaglądaj, kiedy tylko masz ochotę :)…jest mi niezmiernie miło i cieszę się twoją obecnością:)
OdpowiedzUsuńGranato… Znikać nie zamierzam;)… bynajmniej na razie:)… Dziękuję za ciepłe słowa i przesyłam uściski :))
OdpowiedzUsuńVi… serce Ty moje. Dziś w kuchnie wyczarowuję;) naleśniki z lodami jogurtowo – porzeczkowymi (oczywiście własnej roboty i z czarnych porzeczek )… przyozdobione bitą śmietaną, wanilią i melisą ... wpadaj na degustację bez zapowiedzi :). S. już zniecierpliwiona kręci się koło mnie podpytując kiedy obiad ;P.
OdpowiedzUsuńGosieńko… Ty się tak tą swoją radością nie epatuj, kochana ;)…bo zamknę się w sobie ;P i pozostanie tu tylko szara naga jama ;D… a tak poważnie, jak na mój wiek przystało – dziękuję:) i zapraszam na słów mych ucztowania ;) Przesyłam buziaki :* i wyrazy współczucia z powodu ciężkiego stanu ukochanej trawy… mam nadzieję, że się biedactwo pozbiera i nadal będzie cieszyć swym pięknem Twoje urocze, piwne? oczy:)
OdpowiedzUsuńEmmo… Przeszłość powinna być rozliczona i zamknięta… szczególnie ta bolesna… ale powinna być również żywa w pamięci, by wyciągać z niej naukę zawsze wtedy gdy zajdzie taka potrzeba :). Ja wciąż się staram się poukładać i pogodzić ze swoją, bo nie pozawala mi się cieszyć tym co jest… przysłania oczy. Ale powoli… powolutku brnę do przodu i wiem, że pewnego dnia porzucę ciasny kokon i odlecą z wiatrem na nowych, silnych skrzydłach:)
OdpowiedzUsuńSensenoi… Z chłodnikiem jak z dobrym seksem… nigdy nie jest za późno, by spróbować ;)…i wierz mi, naprawdę warto skusić się na aromatyczny i zniewalający zmysły woni i smaku domowy chłodniczek ;P. Co do samego bloga, to takie gniazdo wyścielane skrawkami życia, myślami i słowami, którymi jak cienkim piórkiem kreślimy swój obraz:) Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńDzięki Kochani, może kiedyś się uda :)* czarne porzeczki i bita śmietana, oj...
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj robiłam tort czekoladowy, bo jutro moja Majka ma urodziny... biszkopt niestety kupiłam gotowy, nie chciałam ryzykować że mi nie wyjdzie, i tak biegałam co chwilę do lodówki, i schładzałam krem , bo w tej temperaturze robił mi się za rzadki i esy floresy na tym torcie, nie wychodziły jak chciałam ;D
*VI
OdpowiedzUsuńuściskaj Majeczkę, bo ślemy jej całą walizę kolorowych życzeń!!!
( ja też posiłkuje się gotowym biszkoptem, bo jeszcze nigdy w życiu mi się nie udał, a robiłam nieskończoną liczbę podejść;)
N. rozpieszcza każdego, kto tylko pojawi się na horyzoncie i komu tylko będzie można coś upichcić i zaserwować:), a ja przy okazji beztrosko korzystam;)
Pewnie, że się uda... w końcu to nie tak daleko:) tylko żebyś wtedy nie zapomniała aparatu, bo widoki zapierają dech w piersiach:)
*a Tobie N. życzę...
OdpowiedzUsuńnieśmiertelności;D w tym pojęciu...Ty wiesz...;)
Vi, uściskaj Majeczkę, niech się spełnią jej marzenia :)
OdpowiedzUsuńpół pierwszego akapitu mogłabym sama napisać, brzmiałby tak samo ...
OdpowiedzUsuńCo ja bym czytała gdyby Cię tu nie było....?
OdpowiedzUsuńKiedyś dużo książek ale dziś brak czasu i cierpliwości na nie, a tu w niedługim wpisie można się zaśmiać i uronić łezkę czasem a i oko na zdjęciu lub rysunku ciekawym miło zawiesić:)
Sydoniu... Ty wiesz ;P
OdpowiedzUsuńDea...:)
OdpowiedzUsuńJaskółeczko... Dziękuję za miłe, pokrzepiające serce słowa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ślę moc uścisków :*